czwartek, 4 października 2018

No i wtopiłam!

"Mamo, ty prowadzisz bloga?" usłyszałam i umarłam!
W ułamku sekundy przez moją głowę przetoczyły się wstrząsające obrazy - Młody plus jego nastoletni koledzy siedzą z rozdziawionymi buziami i czytają o tych wszystkich na kolanach i przy świetle i że jak to, przecież wydawało się, że ona taka porządna!  
że kochana babunia to Cruella De Mon tylko tak dobrze się maskuje.  
I że kuzyn to fiut, a sąsiad durny jak worek kartofli... 

Mamusiu, jak mogłaś? słyszę od tamtej pory i od razu zadaję sobie pokutę. I kary cielesne!

Taaa, śmiejcie się! Tylko co ja, zdemaskowana, mam teraz począć
Any suggestions?

PS - bo, że kurwy i chuje i jaciepierdole, to chyba na nich wrażenia nie zrobi (?)

czwartek, 27 września 2018

Mamma odmawia zdrowaśki

Z wielką przyjemnością obejrzałam wczoraj jeden z moich ulubionych filmów z genialnym Alem Pacino i młodziutkim, ślicznym jak wielkanocny zajączek Chrisem O'Donnelem. "Zapach kobiety" to jeden z filmów, który został w mojej pamięci, a wczorajszy seans był moim - bodajże - piątym, może szóstym. Biorąc pod uwagę, że film ma już 26 lat, to niewiele, ale to dlatego, że jeśli już coś oglądam, to albo w kinie, albo w tv. Żadne płyty CD, youtuby, cda, vod. Tradycyjna jestem, jak rolada z kluskami na Śląsku :).
Ale do czego zmierzam... a więc oglądałam wczoraj ten film po raz piaty lub szósty i oprócz tego, że rzuciły mi się w oczy nieistniejące już wieże WTC oraz Brooklyn Bridge na którym się całowałam w poprzednim stuleciu, rzuciło mi się coś jeszcze, a mianowicie...
Oni tam wszyscy mieli żółte zęby! 
Nie żeby jak kogel mogel, bez przesady (chociaż Alowi niewiele brakowało :), ale były tam zęby i waniliowe i ecru i takie bardziej w odcieniu porannego moczu, jedne mniej przykuwające wzrok, drugie bardziej. Żadnych śnieżnobiałych, nienaturalnych uśmiechów! I wiecie co?  Nigdy bym nie sądziła, że kolor zębów wywołała we mnie nostalgię i refleksję w jednym! A wywołał! 
Kurczę, jakie to było fajne, kiedy ludzie nie wyglądali jak klony! Zwłaszcza kobiety, niestety! Plastikowe lalki ze sztucznymi rzęsami i biustem zawsze w poziomie można było dostać wyłącznie w Pewexie, ewentualnie w kiosku Ruchu i to spod lady, a dzisiaj? Po ulicach się to rozpierzchło jak w jakimś niskobudżetowym horrorze, kiedy to zgraja z dziwnymi twarzami atakuje miasta i wsie i nie można się z tego koszmaru obudzić!

Też jestem kobietą i lubię ładnie wyglądać. Maluję się więc i czeszę, farbuję włosy i golę się pod pachami. Ot takie fanaberie na miarę XXI wieku. Ale jednak wydaje mi się (ale może tylko mi się wydaje i okaże się, że ten post to jest o mnie ;)), że nie jestem do nikogo podobna, oprócz mamusi i to na szczęście absolutnie nie z charakteru.
To co mnie przeraża najbardziej to trend "doklejone rzęsy-narysowane brwi"! Nawet jak się bardzo zawezmę, za cholerę nie wiem po co one to robią! I nie mogę, po prostu nie mogę się nie skrzywić kiedy taka jedna z drugą pierdolną sobie od nosa do ucha tak zwaną brew-pijawkę, do tego rzęsy tak gęste i długie, że jak podejdziesz, to cię mogą podrapać. Patrzysz potem takiej w twarz i nie możesz się skupić na tym co mówi, choćby nie wiem jak mądrze i ciekawie to robiła. 
I nie mówię tu o subtelnym podkreśleniu braków natury, zawsze byłam zwolenniczką pomagania tej czasem mało wydolnej matce, ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku, bez efektu "co to ma kurwa być?". 
Zauważyłam też, że nie ważne czy na imprezę, czy do mięsnego makijaż musi być od czoła, aż po paznokcie - podkład,  puder, cień, eyeliner, tusz, róż, szminka, lakier. I jeszcze raz. Albo nawet trzy.
Oczywiście te co bogatsze (a że 500+ hula w najlepsze, wcale ich niemało) napompowane wszędzie tam, gdzie tylko można coś wtłoczyć. Nie wiesz potem czy te usta to tak z natury, czy pani stara się coś powiedzieć.
Poza tym czy nie odnosicie wrażenia, że im młodsze, tym bardziej jedna podobna do drugiej. Druga do trzeciej, a trzecia do sto dwunastej. Boję się, że przyjdzie czas, kiedy pomylę własną córkę z córką sąsiadki ;). Ja wiem, że są pewne trendy i że ja już ślepa trochę jestem, ale czy one muszą wszystkie być takie same?

Szczerze? Przesadzam, wiem, są całe wsie cudownych, jedynych w swoim rodzaju kobiet, ale jak tylko włączam internet i widzę te plastikowe lale, które wydymają usta do własnego odbicia i robią mu, temu odbiciu, zdjęcia, trochę histeryzuję i zaczynam odmawiać zdrowaśki.

I nie żebym pomstowała na zadbane, atrakcyjne kobiety, nie! Sama taka jestem, więc jakby nie było trochę bym srała do własnego gniazda :). Po porostu mam wrażenie, że zatarła się gdzieś granica pomiędzy tym co zadbane, a tym co karykaturalne i śmieszne. Co niby miało być zajebiste i wow, a wyszło tak, że nic panie tylko usiąść nad tą rzeką i płakać.




poniedziałek, 17 września 2018

W-R-Ó-C-I-Ł-A-M

Od czego by tu zacząć? Mogłabym od tego, że zbrzydłam, zgrubłam i zżółkły mi paznokcie, ale kłamać już tak na dzień dobry? Chyba nawet TVP tak nie robi :)
I uprzedzając Wasze pytanie, TAK, stęskniłam się jak cholera! Za Wami, za pisaniem, za czytaniem. Za blogowaniem. Niektóre mówią, że to syndrom starych kości, czy jakoś tak... Zwał, jak zwał, ważne, że...

TADAM! WRÓCIŁAM! 

Możecie mi zatem nalać szampana! I radujcie się szybko i ile wlezie, bo juch wie, czy za dwa posty znowu nie przepadnę na dwa lata :)

W sumie to u mnie nic nowego - mąż stary, dziecka stare, pies też. Jedyne, co się zmieniło, to mieszkanie. Nie wiem, czy jest o czym pisać, bo blok ten sam, klatka ta sama, jedynie metraż większy i piętro niższe o trzy. W sumie to przez pół roku lataliśmy w te i we w te w papuciach i z termosem pod pachą i remontowaliśmy, remontowaliśmy, remontowaliśmy... 
W sumie to wciąż remontujemy i koniec jakby coraz to bliższy, ale wciąż zaskakująco daleki. No ale nikt nie powiedział, że będzie lekko. Zwłaszcza jak się rzuca granatem i potem to trzeba posprzątać! 




W proch obróciło się wszystko! W-S-Z-Y-S-T-K-O! Kaloryfery i okna przetrwały. A że blok ze sławetnego żelbetu, możecie sobie wyobrazić ogrom tragedii! I możecie mi szczerze współczuć!
Przyznam, że początkowy zapał ulotnił się szybciej niż wiara w mężczyznę rozróżniającego kolory i był czas, że chciałam uciekać! Podjęłam nawet kilka prób. Niestety nieudanych, bo zawsze dobiegałam do Obi. I wracałam. A to z workiem cementu, a to z nowym pomysłem na kolor ściany w WC. Czasami z fikuśną podusią. I z winem z Lidla, żeby się poczuć odrobinę szczęśliwszą :). 
Były momenty trudne, ba! krytyczne rzekłabym - pisałam już kilka pozwów o rozwód, testament nr 1, testament nr 2 (wykreśliłam z niego tatę, bo się brzydko przezywał!), skargę do premiera, prośbę do ministra, list do Mikołaja, do Zajączka, do Chucka Norissa, do Davida-kurwa-Copperfielda... 
Nikt nie odpisał!
Był czas, że fiksowałam - Durex mylił mi się z Duluxem, figa z fugą, mąż z... nie no, mąż mi się nie mylił :)
Było ciężko! Pracowaliśmy wszyscy, ramię w ramię, harowaliśmy w pocie czoła, w parochach we włosach, z żelbetem między zębami...







Tylko ten osobnik się lenił!



Ale, że jest ze schroniska, to ma wybaczone! Swoje już w życiu wycierpiał ;P. 
Pozostając w nadziei, ze i Wy mi wybaczycie moją blogową absencję (wszak sami widzicie, że wcale nie leżałam i nie pachniałam) z niecierpliwością czekam na was na dole :)
Ciekawam, kto mnie jeszcze pamięta... Frau? Klarka? Ryba? Lola? Pantera? Star? Nomad? Myska? Anonimowa72? Amisha? Futi? Ostra? aLusia? Pollyanna? Dreamu? Olga? Miśka? Lamia? 
Aaaa... I czas chyba na zmianę szaty... Ileż można chodzić w tej samej kiecce?! ;)





środa, 5 kwietnia 2017

Jak to nie zostałam sławna i bogata i phi, co z tego

Niedawno stwierdziłam, że marzenia są przereklamowane jak pierogi ruskie i seks siedem razy w tygodniu.
A to, że można je podzielić na trzy podstawowe rodzaje - marzenia łatwe do spełnienia, marzenia trudne do spełnienia i marzenia niemożliwe do spełnienia - to bzdura!
Jest jeszcze czwarty rodzaj - marzenia ku*ewsko niemożliwe do spełnienia.
Oto jedno z nich.

piątek, 23 września 2016

Pozwólcie, że zdradzę Wam sekret

Jeśli powiem, że nie było mnie tak długo, bo pisałam książkę, to uwierzycie?
W pocie czoła. Interlinia 1,5. Times New Roman 12. 400 stron, w tym trzy i pół z "momentami".
Przysięgam.
To jak? Uwierzycie?
Nie, to nie! Ale kiedy JA będę sławna, to WY będziecie mieli głupie miny ;P.
Póki co sławna nie jestem, ale za to mam trzecie dziecko. Tak, tak! Mam ślicznego, brązowookiego chłopczyka.

środa, 23 września 2015

Trochę perwersji bo nuuudaaa na tych blogach, że aż strach po nich chodzić....

Patrzę i oczy przecieram! 10 sierpnia 2015??? Czyli, że ponad miesiąc mnie tu nie było?? To się przecież nie godzi tak swoich czytaczy traktować! Ciekawe czy wszyscy się poobrażali i czy jeszcze ktoś, oprócz Loli, zechce mnie przeczytać :).

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

No to zaszalałam...

Kraków kusił, nie powiem - finał Tour de Pologne i aLusia w jednym, to naprawdę jak kumulacja w lotto. 
No ale kiedy okazało się, że przy trzydziestu pięciu zaczynam dziwnie pachnieć i jedyne co mi się nie poci to paznokcie, postanowiliśmy zamiast kibicować kolarzom, eksplorować górny bieg rzeki Wisły. 
Moczyć dupy znaczy się :).

piątek, 31 lipca 2015

Czasem suka, czasem dwie, czyli... jestem jaka jestem

Właśnie zauważyłam, że sąsiedzi nie są w stanie mnie już dłużej podglądać. Nie dlatego, że ich żony w końcu odkryły po co oni cały czas wyłażą na ten balkon i do tego z lornetką. Również nie dlatego, że od nadmiaru słońca i przedłużających się wakacji zbrzydłam/zgrubłam/wyrósł mi penis. 
Ani wszyscy nagle nie poumierali.