Od czego by tu zacząć? Mogłabym od tego, że zbrzydłam, zgrubłam i zżółkły mi paznokcie, ale kłamać już tak na dzień dobry? Chyba nawet TVP tak nie robi :)
I uprzedzając Wasze pytanie, TAK, stęskniłam się jak cholera! Za Wami, za pisaniem, za czytaniem. Za blogowaniem. Niektóre mówią, że to syndrom starych kości, czy jakoś tak... Zwał, jak zwał, ważne, że...
TADAM! WRÓCIŁAM!
Możecie mi zatem nalać szampana! I radujcie się szybko i ile wlezie, bo juch wie, czy za dwa posty znowu nie przepadnę na dwa lata :)
W sumie to u mnie nic nowego - mąż stary, dziecka stare, pies też. Jedyne, co się zmieniło, to mieszkanie. Nie wiem, czy jest o czym pisać, bo blok ten sam, klatka ta sama, jedynie metraż większy i piętro niższe o trzy. W sumie to przez pół roku lataliśmy w te i we w te w papuciach i z termosem pod pachą i remontowaliśmy, remontowaliśmy, remontowaliśmy...
W sumie to wciąż remontujemy i koniec jakby coraz to bliższy, ale wciąż zaskakująco daleki. No ale nikt nie powiedział, że będzie lekko. Zwłaszcza jak się rzuca granatem i potem to trzeba posprzątać!
W proch obróciło się wszystko! W-S-Z-Y-S-T-K-O! Kaloryfery i okna przetrwały. A że blok ze sławetnego żelbetu, możecie sobie wyobrazić ogrom tragedii! I możecie mi szczerze współczuć!
Przyznam, że początkowy zapał ulotnił się szybciej niż wiara w mężczyznę rozróżniającego kolory i był czas, że chciałam uciekać! Podjęłam nawet kilka prób. Niestety nieudanych, bo zawsze dobiegałam do Obi. I wracałam. A to z workiem cementu, a to z nowym pomysłem na kolor ściany w WC. Czasami z fikuśną podusią. I z winem z Lidla, żeby się poczuć odrobinę szczęśliwszą :).
Były momenty trudne, ba! krytyczne rzekłabym - pisałam już kilka pozwów o rozwód, testament nr 1, testament nr 2 (wykreśliłam z niego tatę, bo się brzydko przezywał!), skargę do premiera, prośbę do ministra, list do Mikołaja, do Zajączka, do Chucka Norissa, do Davida-kurwa-Copperfielda...
Nikt nie odpisał!
Był czas, że fiksowałam - Durex mylił mi się z Duluxem, figa z fugą, mąż z... nie no, mąż mi się nie mylił :)
Było ciężko! Pracowaliśmy wszyscy, ramię w ramię, harowaliśmy w pocie czoła, w parochach we włosach, z żelbetem między zębami...
Tylko ten osobnik się lenił!
Ale, że jest ze schroniska, to ma wybaczone! Swoje już w życiu wycierpiał ;P.
Pozostając w nadziei, ze i Wy mi wybaczycie moją blogową absencję (wszak sami widzicie, że wcale nie leżałam i nie pachniałam) z niecierpliwością czekam na was na dole :)
Ciekawam, kto mnie jeszcze pamięta... Frau? Klarka? Ryba? Lola? Pantera? Star? Nomad? Myska? Anonimowa72? Amisha? Futi? Ostra? aLusia? Pollyanna? Dreamu? Olga? Miśka? Lamia?
Aaaa... I czas chyba na zmianę szaty... Ileż można chodzić w tej samej kiecce?! ;)