Moja siostra jest najnieszczęśliwszą osobą na świecie!
Pamiętam jak byłyśmy młodsze, ona zawsze powtarzała, że nie będzie miała dzieci.
Ale pamiętam też, że ona zawsze dzieci uwielbiała, bawiła wszystkie osiedlowe bobasy, podczas gdy ja zaglądałam do wózków wyłącznie z bezpiecznej odległości.
Nadszedł jednak czas, kiedy zapragnęła mieć dziecko. I to tak bardzo, że myśli o dziecku zawładnęły całym jej życiem. I zaburzyły ją niebezpiecznie. Na tyle niebezpiecznie, że czyjeś szczęście było powodem jej nieszczęścia, czyjaś ciąża, powodem złorzeczenia, wizyty u siostry i jej dzieci powodem kilkudniowego płaczu.
Leczenie, psycholog, myśli o adopcji. Nadzieja. Znowu doły. Znowu psycholog, znowu nadzieja, procedura adopcyjna. Znowu doły.
I słowa: nie chcę cudzego dziecka!
Obecnie moja siostra jest w Kanionie Colorado.
I nareszcie się otworzyła.
Nareszcie wykrzyczała, że jej życie to koszmar!!!
Zaczęła wołać o pomoc. Głośno i wyraźnie!
Niech nie przestaje!
współczuję, mam chorą siostrę- psychoza urojeniowa, która wybuchła z całą mocą po narodzinach drugiego dziecka
OdpowiedzUsuńściskam:***
Viki, to straszne co piszesz... Ja miałam głęboką depresję po urodzeniu Młodego, włącznie z myślami samobójczymi i izbą przyjęć w szpitalu psychiatrycznym... najgorszy koszmar mojego życia!!
Usuńmoja siostra była już 7 razy w szpitalu i wciąż huśtawka- lepiej, gorzej,
Usuńbardzo mi jej żal:(((
bardzo jej współczuję!!!!
Usuńdla mnie choroba psychiczna to koniec wszystkiego!
moja babcia miała schizofrenię i kiedy miałam depresję po porodzie myślałam, że skończę tak jak ona!
czy ta psychoza urojeniowa jest uleczalna?
gdyby brała leki według zaleceń, to mogłaby uniknąć szpitala i normalnie żyć
Usuńniestety, kombinuje z lekami, gdy już jest lepiej zaczyna je ograniczać, później w ogóle nie bierze, potem psychoza, szpital i tak w kółko
to bardzo niedobrze, że robi coś takiego, z psychotropami lepiej nie kombinować i robić wszystko według zaleceń lekarza... moja szwagierka z dnia na dzień odstawiła leki i depresja wróciła ze zdwojoną siłą po jakimś czasie!! moja babcia do końca życia brała leki i obyło się bez poważniejszych napadów
Usuńdobrze, że ma taką mądrą siostrę w Tobie
OdpowiedzUsuńRybenko, tylko, że ona tłumi w sobie to co ją gnębi i odgrywa przed wszystkimi rolę szczęśliwej... i tak raz po raz wybucha i szuka ratunku... i potem znowu się zamyka....
Usuńjestem bezsilna
Współczuję bardzo, to są bardzo trudne sytuacje i nie wiadomo jak pomóc...
OdpowiedzUsuńto są bardzo trudne sytuacje i faktycznie w pewnym momencie trudno znaleźć sposób na to, żeby pomóc. Tym bardziej jeśli ten, kto tej pomocy potrzebuje zamyka się w sobie i twierdzi, że wszystko jest ok
Usuńnajważniejsze to przyznać się do swoich problemów, potem to już z górki. współczuję jej, że się tak pogubiła.
OdpowiedzUsuńTak Polly, ona w końcu otwarcie powiedziała, że mają problem i na szczęście dała się namówić na terapię - wspólnie z mężem. Dlatego teram mam wielką nadzieję, że wytrwa w postanowieniu i doprowadzi do uporządkowania swoich spraw!!!
Usuńczytam najnowszą część "Wiedźmina" i tam jest rewelacyjny lek na depresję
OdpowiedzUsuńzdradzisz recepturę?? też miałam epizod z depresją!!
UsuńDobrze, że jesteś -wsparcie bardzo potrzebne, dobrze to wiem:*
OdpowiedzUsuńtylko Miśko, co jeśli ktoś nie chce tego wsparcia i się zamyka?? Moja siostra ma to do siebie, że woła o pomoc, ale za chwilę się przed nią wzbrania, twierdząc, ze wszystko jest pod kontrolą... i takie błędne koło od kilku lat
Usuńa teraz ona i mój szwagier są na krawędzi załamania nerwowego!
Ale chodzą na terapię, a ja im bardzo bardzo kibicuję!!!!
Wspolczuje bardzo. Dobrze, ze juz nie zamiata pod dywan.
OdpowiedzUsuńznając moją siostrę może powrócić do tego zamiatania, jak tylko poczuje się trochę lepiej i stwierdzi, że żaden psycholog nie jest jej potrzebny! dlatego cieszę się, że zrobiła ten pierwszy, konieczny krok, żeby tylko robiła kolejne!
UsuńTrudne sprawy. Bardzo dobrze, że wreszcie się zdecydowała na terapię.
OdpowiedzUsuńkoszmarne sprawy, które prawie zniszczyło ich małżeństwo!
Usuńteż się cieszę Olgo, tylko tak jak już pisałam wcześniej, moja siostra szybko się zniechęca, albo za szybko decyduje się kończyć leczenie, kiedy wydaje jej się, że już się uporała ze swoimi demonami!
nie lubię tego słowa na d. od razu przed oczami mam Mamę, która w pewnym momencie choroby miała taki kryzys, że całe dnie nie wstawała z łóżka. nie byłam w stanie jej podnieść, przelewała mi się przez ręce. na szczęście to już przeszłość.
OdpowiedzUsuńto niesamowite jak wielu ludzi cierpi na tę chorobę!!!!
Usuńa ja z kolei nie lubię nadużywania tego słowa, kiedy chwilowa chandra określana jest mianem ciężkiej depresji.... bo to takie trendy!! wrrrr.....
moja Mama też miała depresję, nie było aż tak jak u Rudej, ale na szczęście pozwoliła sobie pomóc, przekonałam Ją, że trzeba pójść do lekarza, zareagowałam bardzo szybko
Usuńpomogła farmakologia i niekończące się nasze rozmowy...
po około czterech miesiącach była znowu sobą i na szczęście problem już nie wrócił, dlatego uważam, że nie warto unikać specjalisty i trzeba szybko korzystać z jego pomocy
Mamie też pomogły leki. i miłość do wnuczki.
Usuńcałe szczęście :)
UsuńOlgo, kiedy ja zachorowałam od razu poszłam do psychologa i chodziłam do niego dopóty, dopóki nie poczułam, że jest dobrze. Nawrót depresji po kilku latach ponownie sprawił, że wylądowałam u psychoterapeuty. Leków nigdy nie brałam. W moim przypadku depresja mogła być również objawem boreliozy, którą leczę już prawie dwa lata i odkąd ją leczę nie mam żadnych objawów takich jak niepokój czy irracjonalny lęk....
UsuńRuda, cieszę się, że Twoja mama z tego wyszła... choć depresja to choroba przewlekła, niestety lubi wracać, nawet po latach!
UsuńNieco później okazało się, że ta depresja u Mamy mogła mieć związek z chorobą tarczycy. Tak czy owak, jestem zdania, że nie ma co się ociągać i bronić przed wizytą u specjalisty. Nie wolno zwlekać. Pomogło, minęło i nie wróciło, czyli leczenie było skuteczne, a Mama odzyskała radość życia i nie cierpiała.
Usuńzgadzam się z Tobą Olgo!! nie czekać, działać!!
UsuńJa całe życie ukrywam siebie w sobie. Tak jak księżyc, ludzie znają mnie tylko z jednej strony. Radzę sobie. Twojej siostrze życzę tego czego potrzebuje najbardziej. Mam nadzieję, że jej się uda:) Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńpytanie zasadnicze: czego ona potrzebuje najbardziej... bo według mnie kwestia posiadania dziecka jest tylko wierzchem góry lodowej... przed nią długa, ciężka praca i na pewno nie raz będzie miała ochotę rzucić to wszystko w diabły... wiem coś o tym
UsuńDzięki Pieprzu :)
a ja się zamyśliłam... z wiadomego względu....
OdpowiedzUsuńtak wiem Emko...
UsuńTo trudny temat.I boli bo mocno dotyka.Nie potrafię otworzyc się do kogoś,dgy ały dni,tygodnie dopadają.Zdażyło mi się jakiś czas temu,że po kilku takich tygodniach napisałam do trzech najbardziej zaufanych osób,że miałam myśli samobójcze.Jedna odpisała-nawet tak nie mów,druga-nie chcę o tym słyszec,trzecia-nigdy nie odpowiedziała.To był szczyt moich możliwości otwarcia się,nie powtórzę..
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za twoją siostrę.Ma wspaniałych ludzi przy sobie,będzie dobrze.
Hesed :*
Usuńczasem obca osoba, która ma jakieś doświadczenia w tej trudnej materii, własne lub związane z opieką nad bliską osobą, pomoże bardziej niż ta najbardziej zaufana, która nie ma pojęcia jak zareagować, bagatelizuje problem i wypiera go
Olguś.dziś ty jesteś czujna:***
UsuńHesed, ja po pewnym czasie też już spotykałam się z oznakami zniecierpliwienia ze strony najbliższych i argumentacją: "o co ci chodzi, przecież masz wszystko...". Jedyną osobą, która trzymała mnie cały czas za rękę i tuliła niezależnie od tego, czy była tym już zmęczona czy nie, był mój mąż. Za to kocham go jeszcze bardziej niż przed depresją!
UsuńI tak jak pisze Olga, czasami obcy, ale doświadczony podobnie, zrozumie i pomoże bardziej niż ten najbliższy...
To dotyczy każdej choroby. Ja już się kiedyś pożaliłam, jak całkiem niedawno usłyszałam od bliskiej osoby: jesteś zdrowa, właściwie nic się nie stało, tak, miałaś operację, tysiące ludzi miało, wyszłaś z tego i tak dalej w tym stylu. Było mi bardzo, bardzo przykro, poczułam się przeraźliwie samotna, choć wiem, że to bagatelizowanie miało na celu pocieszenie mnie. Jednak zabolało.
Usuńfariatkowo dużo mi dało,pomogło....boję się że to się skończy...ale mam namiar do lekarza,pójdę,jak będę czuła że już trzeba
UsuńOlgo, jak ja Cię doskonale rozumiem!! Najbliższa mi osoba, moja mama, prawie w ogóle ze mną nie rozmawia o mojej chorobie, może inaczej by było gdyby było widać, że jestem chora, ale skoro normalnie funkcjonuję, śmieję się, żyję po prostu, to nie ma tematu... A ja czasami miałabym ochotę się pożalić, że czasami jest mi źle z myślą, że jestem przewlekle chora, że już prawie dwa lata nie mogę zjeść sałatki owocowej i napić się kawy, że boję się, że choroba jednak nie odpuści...
UsuńHesed, ja też się czasami boję, choć coraz mniej, to chyba dlatego, że od tak dawna czuję się doskonale!! ale tak jak Ty, wiem, że jeśli znowu uderzy mam dokąd pójść - do mojej cudownej terapeutki Marysi, której tyle zawdzięczam, choć ona uważa, że wszystko co zawdzięczam zawdzięczam samej sobie :)
Usuńi jakby co Fariatki som na stanowiskach :)
Hesed, Ty się trzymaj Fariatkowa :) to niezła terapia jest :)
UsuńMamma, bo to tak jest, przede wszystkim sobie zawdzięczamy to co mamy w głowie i w duszy :)
bo kto się trzyma Fariatkowa, zawsze zdrowa jego głowa :)
UsuńMia,Olga,dziękuję:***
UsuńNo, no... skoro się otworzyła, to może dzidziuś będzie. Czasami tak jest.
OdpowiedzUsuńtak DD, często tak właśnie się dzieje i życzę im tego z całego serca!!!
UsuńJak dobrze, że puściło. Mam nadzieję, że od teraz zaczęła się droga do poprawy. Trzymam kciuki
OdpowiedzUsuńnajwiększy problem z moją siostrą to było po pierwsze uświadomienie sobie, że jest problem i po drugie, że należy działać, aby się z nim uporać... dlatego póki co robimy wielkie uffff i liczymy na jej wytrwałość!
UsuńDobrze, że Ty również o tym mówisz, bo to jest i dla ciebie terapia
OdpowiedzUsuńja już miałam swoją terapię Jadwigo, profesjonalną :)
Usuń