wtorek, 11 lutego 2014

Tytuł sobie wymyślcie sami...

Zakochana to ja byłam średnio cztery razy do roku. Co pora roku, to nowa miłość. Na wiosnę Józio, na lato Jasio, na jesień Stasio, na zimę Don Johnson :).
I oczywiście, jak się zakochiwałam to na zabój, na śmierć i życie. Na trzy miesiące, znaczy się :).
Kochałam od rana do wieczora, przez całą noc i znowu od świtu.
Gotowa byłam nerkę oddać, jakby tak czasem mój umiłowany nagle zapragnął mieć trzecią.

Nawet bym na bungge skoczyła, ale wtedy to jeszcze nie było :)
Oczywiście wszystkie moje Wielkie Nieskończone Miłości przybierały dość obciachową, jak na dzisiejsze czasy, formę. No bo teraz to mocno nieskrępowana dziewczyna podchodzi do równie mocno nieskrępowanego chłopaka, mruga swoimi dramaticlook i  artykułuje bezgłośnie : „call me”.

Nie to co za dinozaura ;)
Trzydzieści lat temu to ja się kochałam po platonicznemu. To znaczy, kochałam ale udawałam, że wcale nie.
Inaczej mówiąc, ja-zakochana, widząc jego-ukochanego, przybierałam pozę „w ogóle mi się nie podobasz i w ogóle nie marzę o tym żebyś dał mi klapsa”
Oczywiście potem często umierałam z żalu i z rozpaczy jednocześnie. Bo nie popatrzał. Albo bo popatrzał, ale jakoś tak za krótko. Albo za krzywo. Albo na koleżankę.
No ale kto by tam patrzał na sopel lodu?? Nie mówiąc o lizaniu :)

No więc obmyślałam kolejną strategię. 
Strategię jakby go zdobyć, ciągle udając, oczywiście, że mam go głęboko w doopie, ale najchętniej to trochę gdzie indziej :).
Chociaż, nie nie, absolutnie!!! O seksie to ja wtedy w ogóle nie myślałam, a jak się tak dogłębniej zastanowię, to chyba nawet niczego o nim nie wiedziałam. Bo mi rodzice kazali oczy zamykać jak się w telewizorze całowali. Aktorzy, nie rodzice :)
No i tak pory roku się zmieniały, lata mijały, włos siwiał, cycek wiotczał, a moja strasznie mądra i strasznie skuteczna strategia okazała się całkiem do doopy!!! I te Józki i Jaśki i Staśki i nawet Don Johnson nigdy mnie nie liznęły. 
Ku uciesze Mężatego ;)
I tylko chłód się za mną ciągle ciągnie :)

PS. Do posta natchła mię Lola :)

61 komentarzy:

  1. Pierwsza!!!
    Idę wymyślać tytuł:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem ;) chociaż....chyba napisze wpis:)hehe

      Usuń
    2. wspominam;))
      ehh - z jednym paliłam papierosy po studencku , a tego u mnie nie mogę napisać;))

      Usuń
    3. myślisz,ze ten student czyta Twojego bloga Misiu:PPP

      Usuń
    4. ja myślę, że Sołtys czyta bloga Misi, Margo :::)))

      Usuń
    5. Myślę, że bardziej dzieci i znajomi, a dwóch absztyfikantów mieszka...jeden w bloku przede mną, drugi w bloku obok;))

      Usuń
    6. dlatego najlepiej prowadzić bloga ściśle tajnego ;)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. zdrowa rywalizacja jest dobra i trzeba utrzymać formę:)))

      Usuń
    2. nie ma to jak trochę sportu tuż przed spaniem ;)

      Usuń
    3. i linię;))
      Szczupaczku;)

      Usuń
    4. czy to mój nowy nick?? :)

      Usuń
  4. A ja mam tytuł "Nie-święty Walenty w czasach dynozaurów"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sonatkowa, przypomniałaś mi... ja prawie o czasie napisałam o tej miłości, toż to Walentego za chwilę ;)

      Usuń
  5. kochana, ja tez sie zakochiwalam na ament ale tylko na tydzien- dwa. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie no Lola, to ja trochę stalsza w uczuciach byłam ;)

      Usuń
    2. ja też, ino że w 2-3 naraz :)

      Usuń
    3. aaaa, Viki, duety też mi się zdarzały :)
      w sumie to tercety, bo ja i oni dwaj... ale tylko platonicznie ofkors! :)

      Usuń
  6. Mamma, fajnie, że piszesz i można znów komcia zostawić:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja z tych samych dinozaurów Mia ;). Z tej samej epoki lodowcowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. he he... też udawałaś twardzielkę nie do zdobycia??
      było kilku śmiałków, którzy próbowali i nawet mi się podobali, ale ja za nic w świecie nie chciałam, żeby oni sobie pomyśleli, że mi zależy... jesooo, jaki bezsens!! ;)

      Usuń
  8. Kiedyś się tak zakochałam, że nie mogłam zjeść ulubionej pomidorowej!:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieprzu, ja w zakochaniu zawsze odmawiałam konsumpcji :)
      możem dlatego taki szczupaczek, jak to ładnie ujęła Miśka ;)

      Usuń
  9. normalnie jak kochasz to do wyczerpania zapasuff !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaaa Lamia, do wyczerpania męskiej cierpliwości raczej ;)

      Usuń
  10. Odpowiedzi
    1. no to ja Ciebie też, Myska ;)
      ale teraz zdradź skąd ten nagły przypływ uczucia do mnie, taki gwałtowny i niespodziewany :)

      Usuń
  11. I już wiemy dlaczego święty Walenty jest patronem chorych psychicznie. Pod tych podchodów można było świra dostać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nooo, czasami od udawania Królowej Śniegu palce mi w nogach marzły ;)

      Usuń
  12. Mamma,ja siem kochauam nawet dłużej! zafsze beznadziejnie,nie muisałam udawac sopla,bo i tak byłam niewidzialna,nie paczyli na mnie jak na dziefzczyne,buuu:))))
    I też wyszłam za kolegę,bo cierpliwy skubaniec był;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eee tam, niewidzialna to ja byłam tyle razy, ze kto to spamięta ;)

      Usuń
  13. Ja tesz bylam cale szycie zakofana. Pierfszy raz mnie wzieulo jak mialam 6 lat i zakochalam siem w koledze mojego brata. A dziesiec lat pozniej jak ten sam kolega siem zakochal fe mnie to bylam strasznie niezadowolona, bo pszeciesz siem sposnil 10 lat i juz mi siem fcale nie podobal.
    Zakochana moglam nie jesc, wylam do ksiezyca i pisalam wiersze, a jak jeden taki obiekt milosci podszedl zeby mnie poprosic do tanca na szkolnej zabawie to z wrazenia spierdolilam po szczebelkach drabinek cwiczebnych az pod sam sufit i cala sala zamarla zeby mnie przywolac do zejscia na dol.
    Milosc bywa nieprzewidywalna w zachowaniach:)))

    OdpowiedzUsuń
  14. No w końcu jakiś post, czekałam, czekałam i się doczekałam:). Stęskniłam się. I mam trochę doła, przybiła mnie praca. Dam radę, nie narzekam, jest dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowa72, Ty cały czas chcesz być taka anonimowa?? ;)

      Usuń
    2. E, no przecież ja nie jestem taka anonimowa, bo ja jestem anonimowa72:), ale lat 72 jeszcze nie mam. No i na imię mam aśka. Napisałabym maila, ale ja blondynka jestem i nie potrafię go znaleźć.

      Usuń
    3. E, no przecież ja nie jestem taka anonimowa, bo ja jestem anonimowa72:), ale lat 72 jeszcze nie mam. No i na imię mam aśka. Napisałabym maila, ale ja blondynka jestem i nie potrafię go znaleźć.

      Usuń
    4. ale chyba Cię wcześniej u siebie nie widziałam :)

      Usuń
    5. ja nie pisałam, ale czytałam... ale raz ( no może dwa ) tylko napisałam i zauważyłaś i było mi bardzo miło

      Usuń
  15. Zainspirowana Waszymi wpisami, przypomniałam sobie, jak w czwartej, a może piątej klasie zakochałam się do szaleństwa. Obiekt moich westchnień był klasowym łobuziakiem, pani za karę przesadzała rozrabiających chłopców do jednej ławki z dziewczynką. No i mnie się trafił właśnie ON. Szybko się okazało, że ja też nie jestem mu obojętna. Ale niedługo nastały wakacje, a po wakacjach już inne były obiekty naszych westchnień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olgo, ja najintensywniej udzielałam się kiedy to zakochana po uszy byłam w ratowniku z osiedlowego basenu... jaka ja wtedy usportowiona się zrobiłam i jak to dobrze na moją zdrowotność wpłynęło ;)
      a, że nic z tego nie wyszło to tylko moja wina, bo jak już chłopak zaczął smolić cholewki to se pojechałam na wakacje i z innym już wróciłam ;)
      ale fakt, ten ratownik to chyba była ta moja naj naj, niespełniona ;)

      Usuń
  16. O rany, aż mnie wspomnienia naszły własne :-)))
    Tak było co 3 miesiące nowa miłość ....
    I jak to myśmy przeżyły ?? :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasna, człowiek dopiero jak się starzeje to widzi ile przez swoją głupotę stracił przyjemności ;;)))

      Usuń
  17. No patrzcie jak to się zmieniło!
    Ja też udawałam sopel lodu i niedostępna byłam, że ho, ho. A dowiedziałam się, że jestem niedostępna jak się taki jeden odważył i... został. Raptem koledzy zaczęli z niedowierzaniem patrzeć, że mu się udało i że oni też chcieli, ale ja taka niedostępna... Co za czasy to były.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sollet, ja to jeszcze miałam o tyle ciekawiej, że moja mama była nauczycielką w Technikum Górniczym gdzie 95% to same płcie przeciwne i tak sobie jeździłam z nią na wycieczki klasowe i podobał mi się nie jeden nie dwaj, ale oni, te synki, to takie wystraszone były, bo nie dość że sopel lodu, to jeszcze matka największa sieka w całej szkole ;)
      a Mężaty to podobno poleciał na ten chłód mój wrodzony ;)
      a mamusię to dopiero potem poznał ;)

      Usuń
  18. Ech... to były czasy, a strategia dość powszechna. A z tym bungge. Nie było, to skakało się bez. Też mi teraz twardziele, nie?

    OdpowiedzUsuń
  19. No normalnie jakbym o sobie czytała. :P

    OdpowiedzUsuń