Jest jeszcze czwarty rodzaj - marzenia ku*ewsko niemożliwe do spełnienia.
Zacznijmy od tego skąd ono się w ogóle wzięło. Skąd myśl akurat o tym?
Bo dlaczego na przykład nie o wizażu paznokci? Albo o robieniu na drutach? Lub o hodowaniu tkankowców właściwych? Przecież ja nawet nie byłam dobra z polskiego.
Raz tylko wzięłam udział w jakimś literackim konkursie, chcieli, bym opisała jakieś ekstremalne przeżycie z własnego nieletniego podwórka, a że miałam dwanaście lat, to o seksie przecież nie mogłam.
Do dziś twierdzę, że szanowne jury nie doceniło mojego talentu i w ramach protestu obraziłam się na panią z polskiego. No przecież tak pięknie napisałam o łzach, które sprawiły, że kwiecista tapeta rozmyła się w wilgoci rozpaczy... czy jakoś tak...
A oni mi nawet nie dali dyplomu!
Jak więc widzicie w szkole nie odkryto mojego niezaprzeczalnego talentu - ani w tej podstawowej, ani w sumie w żadnej innej.
Skąd zatem myśl, żeby pisać?
Żeby jeszcze bloga, albo dziecku wypracowanie (chociaż akurat praktyki tego pokroju uważam za wysoce niewychowawcze), albo nawet jakieś mini-opowiadanko, ale powieść? Czterysta stron o tym, że on ją kocha i ona go w sumie też, tyle, że o tym nie wie, bo ktoś ją w dzieciństwie zepsuł i ona teraz to tak do tej strony trzysta dziewięćdziesiątej będzie pitolić i pitolić...
No skąd?
Ano było to tak...
Pewnej czerwcowej nocy obudziłam się zlana potem, bo mnie gonił pies od sąsiadów (jeden z tych co urywają nogę jednym kłapnięciem pyska) i kiedy próbowałam wyrównać oddech postanowiłam, że napiszę książkę. Ot tak. Wezmę i napiszę.
No więc rano wymyłam zęby, usiadłam przed komputerem i wzięłam się do roboty. I napisałam pierwsze, wysoce wybitne zdanie to już kolejna noc, kiedy ze snu wyrwało ją poczucie permanentnej klęski i już wtedy wiedziałam, że książka sprzeda się w milionowym nakładzie.
Ale zanim te miliony papieru...
To przecież był dopiero początek. Gdzie tam ostatnie zdanie? Ono miało się urodzić dopiero za.... dwadzieścia cztery miesiące. Przecież nawet słonie tak długo nie chodzą w ciąży!
Czekały mnie zatem dwadzieścia cztery trudne miesiące – miesiące ciężkiej pracy, chwil kompletnego zwątpienia i momentów euforii, miesiące braku czasu, nerwów i przekonania, że jednak dam radę!
I oto w czerwcu, dwa lata później, wykończona i szczęśliwa postawiłam kropkę tuż za ostatnim zdaniem:
Muszę się przyznać do winy.
Cudne uczucie.
I wiecie, co wam powiem? Choć wydawcy milczą, a trzech nawet coś napisało (ale to akurat mi się nie podobało), jestem z siebie trochę dumna!
A co! Kto biednemu zabroni?
I to by było na tyle z tą moją pisarską karierą na miarę stwórczyni Pottera, albo choć taką, żeby mi się za prąd zwróciło.
PS. A książka zostanie wydana!
PDF też się dobrze czyta J
Nie wierzę wuasnym oczom!!!!
OdpowiedzUsuńAle wierzę w ciebie!!!!
Usuńale, że co? przecież nie umarłam :)
UsuńI wiesz, ze brawa i szacun. :*
OdpowiedzUsuńi wiesz, że wiem :)
Usuńnic nie rozumię
OdpowiedzUsuńRyba! Ty jak ci polscy Niemcy, co po dwóch tygodniach na obczyźnie nie umieli mówić po polsku, nie mówiąc o rozumieniu? ;PP
Usuńale po 20 latach to chyba mam prawo???!!!!
Usuńba! nawet obowiązek!:)
Usuńno!!
UsuńSerio, serio? Chcę przeczytać!
OdpowiedzUsuńSerio, serio. A ja chcę wydać :)
UsuńTy wiesz, co ja myślę na ten temat :-*
OdpowiedzUsuńja tam wiem,że mam rzesze fanek... no dobra, może nie rzesze, ale trzy mam :*
Usuńto która ja jestę, hę? ;)
Usuńno, czecia :)
Usuńniech ci będzie.....;)
UsuńMamma, przecież wiesz, żeś wielka!
OdpowiedzUsuńi miło się to czytało:)
Może wrócisz na bloga?
no właśnie wróciłam :)
UsuńCzekam więc na ten bestseler :)
OdpowiedzUsuńNo,ja tez:)
Usuńja tam nawet w pdf poczytam:D
Usuńa ja chciałam tak ładnie, w okładce ze skrzydełkami :(
Usuńi dedykacjom!
Usuńno ba!
Usuńto okladki wydrukuj, a reszta w pdfie. ;)
UsuńLola, Ty to masz łeb :). Czy zechcesz zostać mojom menedżerkom? :)
UsuńJuz biegne zrobic sobie zdjecie legitymacyjne na wizytowki. ;)
UsuńNo wróciła, ja wielki fan tego bloga chętnie przeczytam i powieść. Daj namiary jak będzie. Gdzie i jak kupić.
OdpowiedzUsuńBoszzz... Nomadzie, ty jesteś mi wierny, jak mój mąż :)
UsuńDziękuję! :)
Dyplomy zawsze dostają ci, co je odbierają tym, co ich nie dostali, więc wolę tych bez dyplomów, o! Przeczytałam ostatnio kilka udyplomowanych książek i nie rozumiem ani ich wydawców, ani tym bardziej "zachwyconych czytelników". No, ale to wiemy ;-).
OdpowiedzUsuńTakże ten ten-tego…
Ty to chociaż obudziłaś się raz a dobrze z tym przekonaniem o konieczności (pragnieniu, przymusie, chciejstwie, czymkolwiek) napisania książki i napisałaś! Inni budzą się wielokrotnie z jakimś olśnieniem i nadal pozostają w ciemności ;-).
No i jak wiesz - ja za tą Twoją książką to stoję murem jak... Masaj na jednej nodze i z dzidą gotową :-).
A na co/kogo Ty tę dzidę szykujesz, hę?
UsuńNa wszystkich co Ci książki nie wydają! ;-) ;-) ;-)
Usuńzawsze możesz się uprzeć i sama wydać, a co? kto bogatemu zabroni ;))) a seks 7 dni w tygodniu jest faktycznie przereklamowany??? hm......
OdpowiedzUsuńPolly, kebych ja miała tela lot, co Ty :)))))))))
Usuń:DDD
UsuńNo to wzbudzilas we mnie pragnienie-chce ja przeczytac!!!
OdpowiedzUsuńOsobiście postoje po autograf!
OdpowiedzUsuńheja :)
OdpowiedzUsuńwracam na blogi :)
wow super nowina trzymam mocno kciuki i ustawiam się w kolejce :)
Dzięki. Miło było odwiedzić. Serdecznie zapraszam do sklepu z dewocjonaliami
OdpowiedzUsuń