środa, 13 lutego 2013

Studencie, jedź do USA!


Okres zimowych, długich wieczorów sprzyja spędzaniu czasu na wspomnieniach oraz przeglądaniu albumów, co pozwala powrócić myślami do najpiękniejszych chwil w życiu. Ja właśnie dzisiaj cofnęłam się do roku 1997 i mojej niezapomnianej podróży do Stanów Zjednoczonych. Pomyślałam sobie, że mimo obiegowej opinii o niedostępności tego kawałka świata dla nas, Polaków, warto obalić ten mit oraz udzielić zainteresowanym kilku pomocnych informacji, na temat możliwości podróżowania po tym kraju. Na wstępie dodam, że sprawa tyczy się studentów i tego jakie możliwości daje im szereg różnych programów, o istnieniu których studenci nie raz nie mają zielonego pojęcia. Dlatego postanowiłam, aby informacja o nich dotarła również do Was, rodziców, co być może skusi Was do zafundowania swojemu dziecku przygody ich życia. Wyjazdy do pracy za oceanem proponuje kilka organizacji, ja skorzystałam z oferty Camp America – Work&Travel, o którym więcej można dowiedzieć się tutaj. Od siebie mogę dodać kilka osobistych refleksji, które być może pomogą Państwu podjąć decyzję o wyjeździe Waszego dziecka.
Po pierwsze...
– czas, jaki spędziłam w Stanach – 2 miesiące pracując w kuchni na obozie dla dzieci + miesiąc podróżowania po USA – na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako przygoda mojego życia i coś, co być może, dane mi było przeżyć tylko raz w życiu.
Po drugie – przelot + zakwaterowanie + wyżywienie + opieka medyczna zagwarantowane były  przez organizatorów,  w związku z czym wynagrodzenie za moją pracę było stosunkowo niewielkie (650 dolarów za 10 tygodni pracy)
Po trzecie – po dwumiesięcznym okresie pracy udało mi się zwiedzić Stany wzdłuż i wszerz – od Nowego Jorku, Waszyngtonu, Florydy, Nowego Orleanu, El Paso i meksykańskiego Juarez (z którego, o dziwo, wróciłam żywa :) po Los Angeles, Hollywood, San Francisco, Salt Lake City, Chicago i wodospad Niagara.
Po czwarte – podróżowanie było tanie – bilet na linie autobusowe Greyhound z możliwością podróżowania przez 2 tygodnie po całych Stanach to kwota rzędu 250 dolarów (rok 1997!), a noclegi w hotelach studenckich kosztowały po kilkanaście dolarów. Jedzenie z puszek, ale taka dwutygodniowa dieta nikomu nie zaszkodziła :)
Po piąte – podróż była męcząca – 11 tysięcy kilometrów w dwa tygodnie, nocne spanie w autobusie, w trakcie przemieszczania się z punktu A do punktu B, w dzień zwiedzanie miejsca do którego się dotarło!!!! Ale warto było, co zobaczyłam i przeżyłam to moje! Nigdy nie zapomnę widoku ze Statui Wolności, na zapierający dech w piersiach dolny Manhattan z jego majestatycznymi, istniejącymi jeszcze  wieżami WTC, spaceru po Brodwayu i Wall Street czy krótkiego odpoczynku po przeciwległej stronie Manhattanu – w Central Parku. Nigdy nie zapomnę czarnych chmur i porywistego wiatru zwiastującego nadejście huraganu w St. Augustin na Florydzie, najstarszej europejskiej osadzie w kontynentalnej części USA. Niesamowitym przeżyciem było odwiedzenie tzw Francuskiej Dzielnicy w Nowym Orleanie, 8 lat później potwornie zniszczonym przez huragan Kathrina. Z kolei skrajnym przeżyciem było dla mnie przekroczenie granicy amerykańsko-meksykańskiej i zwiedzenie Juarez – najniebezpieczniejszego miasta w Meksyku, słynącego z seryjnych morderstw dokonywanych na kobietach. Dane mi było również zobaczyć Hollywood i szerokie plaże w Santa Monica, a także zwiedzić świątynie mormonów w Salt Lake City i zobaczyć Wielkie Jezioro Słone. Chicago i Niagara Falls to ostatnie punkty programu przed powrotem do Nowego Jorku, a zmęczenie jest na tyle duże, że nie pozwala mi do końca rozkoszować się tym, co widzę. Niemniej jednak podróż pozostaje przygodą mojego życia, wspomnieniami do których często wracam i opowiadam o nich swoim dzieciom. Jednego jestem pewna, jeśli tylko któreś z moich dzieci zechce przeżyć coś podobnego, bez wahania udostępnię im środki finansowe na spełnienie ich marzeń. Zachęcam Państwa do zapoznania się z możliwościami jakie daje Camp America. Moja podróż w 1997 roku kosztowała moich rodziców.....3 tysiące złotych!!! Czyż nie było warto????

3 komentarze:

  1. hey, goscilam na tych wakcjach Szymona, ktory tez wjechal do USA za posrednictwem jakiegos programu studenckiego. Pracowal w NJ, ale na chwilke zatrzymal sie u mnie, zeby zobaczyc NY.
    Podroze ksztalca, a teraz przy otwartym swiecie - piekna sprawa.
    Przyjedz jeszcze na Floryde. Naples to bramy raju, Miami jest brudne, wilgotne i odkad Dexter rzadzi...zabojczo ciekawe:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, chętnie bym przyjechała ale co z wizą :)
    Marzę jeszcze tylko o tym, że moje dzieci kiedyż też tam pojadą, nie żebym jakoś specjalnie była zauroczona Stanami, ale uważam, że warto zobaczyć. Dla mnie the best: San Francisco, NY City i Washington :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bym pomogła mojej Córce, gdyby chciała wyruszyć na taką wycieczkę połączoną z pracą. Zresztą robi to już od dwóch lat i jestem z niej bardzo dumna. Zwiedza może nieco mniej w Niemczech, bo praca jest stacjonarna, ale wiem, że bardzo wiele jej to dało.
    Językowo i na drodze do dorosłości. :)
    A Ty miałaś bardzo piękne wspomnienia, szkoda że mnie się taki wyjazd za dawnych czasów nie udał, teraz byłoby trudno rzucić wszystko na trzy miesiące... :)

    OdpowiedzUsuń