środa, 22 października 2014

????

Kłopoty finansowe w najbliższej rodzinie, oraz katastrofalna sytuacja w polskim górnictwie, co dla Ślązaków, których byt w bardzo dużym stopniu zależny jest od tej właśnie branży, skutecznie zakłócają mój sen. I zamiast śnić o Jamsie Bondzie, którego mega seksowna dziewczyna wygląda dokładnie jak ja, śnią mi się trumny z nie do końca martwymi, bliskimi mi ludźmi.

Kto mnie czyta, wie o czym marzę. Oprócz tego, żeby wszyscy moi najbliżsi byli zdrowi, żeby moje dzieci wyszły na przysłowiowych ludzi, a mąż to mnie kochał miłością krecią nawet jak już wszystko będzie mi zwisać, marzę o własnym domu. Ale...
Marzenia są podobno po to, by je realizować.
Ale pytam się jakim kosztem??
I nie chodzi mi tutaj tylko o kasę. Choć w sumie to jednak chodzi. Bo jedno z drugim ma nierozerwalny związek.
No bo wiadomo...
Budowa domu to kurewsko wielkie obciążenie finansowe. Najtaniej wybudowany dom o jakim słyszałam (z kręgu znajomych) to 400 tysięcy złotych (z niewielką działką). 
No to załóżmy, że budujemy taki właśnie domek - oszczędzając na działce (im mniejsza tym tańsza), na jakości materiałów, ilości okien dachowych, ogrodzeniu i takich tam...
No więc załóżmy, że budujemy taki najtańszy, za 400-420 tysięcy (w tym działka za 80 tys).
Sprzedając naszą działkę + mieszkanie wyszłoby, że musimy wziąć jakieś 150 tys kredytu. 20 letni okres kredytowania daje nam około 1000 złotych miesięcznie. Nie tak strasznie dużo, prawda??
Ale...
Ale co jeśli...
No właśnie i tu się zaczyna. 
Co jeśli nasze dochody zmaleją?? Powiecie - dlaczego zakładam, że zmaleją, a nie wzrosną! Wszak trzeba się rozwijać, motywować do jeszcze cięższej pracy, ciągnąć trzy etaty nawet w niedziele i święta! No w sumie można by, ale...
Ale wokoło chujnia jakich mało!
Praca jest? Niby jest...
Ale...
Jeszcze nie tak dawno wydawało się, iż górnictwo to jedna z bardziej stabilnych branż dająca gwarancję zatrudnienia. Teraz jednemu z największych pracodawców na Śląsku grozi upadłość. Wykańczają jak niegdyś huty i stocznie to, co jeszcze zostało do wykończenia!
Jaka zatem mamy pewność, że za jakiś czas to samo nie spotka pracodawcy kogoś z tych, którzy mają wprawdzie piękne domy, ale oprócz tego mają jeszcze po 400 tysięcy kredytu???
Nie ma takiej pewności. Jest raczej wielka jak Kanion Kolorado niepewność...
Własna działalność gospodarcza prosperuje? Niby prosperuje...
Ale...
Klienci marudzą, że drogo. No to, żeby utrzymać delikwenta, się tnie. Jak u fryzjera - jednemu dziesięć, drugiemu piętnaście. Niektórzy nawet chcą zaraz przy skórze, ale takich to omijamy szerokim łukiem. A na tych co chcą na łyso, to wyskakujemy z główką czosnku i drewnianym kołkiem!
A zatem...   
A zatem. Co lepsze? Spać snem spokojnym w małym, ciasnym, ale własnym mieszkaniu, czy miotać się w ładnym, wymarzonym, lecz naszym dopiero wtedy, kiedy nasze wnuki pójdą do komunii domku?
W jaki sposób ustalić granicę, poza którą oprócz tego, że ma się to, o czym się marzyło przez całe życie, nie otrzyma się w gratisie kupy stresu, niepokoju i wiecznego rachowania? 
Czy w ogóle w czasach, kiedy pracownik z dwudziestoletnim stażem od lat nie dostał podwyżki, a czasami nawet w ramach zasług na rzecz firmy i rzetelnego wywiązywania się z obowiązków otrzymał propozycję obniżki, przy czym w tym samym czasie jego czynsz wzrósł o 100% a paliwo o 200, tnie się wszystko za wyjątkiem kosztów utrzymania, możliwe jest jej ustalenie??
Jak na mój gust nie jest możliwe.
Zatem...





67 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. i co tu rzec, rukwa gejo ćam...

      Usuń
    2. dobra jesteś Ryba:)))
      ja czytałam 5 minut:P

      Usuń
    3. Margo, bo Rybcia to inżynier, one tak majom :)

      Usuń
    4. no tak,ja nie inżynier to musiałam się skupić nad wszystkimi kosztami i aż się zmęczyłam ...takie to kwoty:)))

      Usuń
  2. Powiem tak,ci tam co tym rządzą wszystkim nie mają takich dylematów i wg mnie nie zrozumieją tych co je mają.....a co najgorsze średnio ich chyba obchodzi jakie problemy mają ich podwładni ....i to nie chodzi o to,że Ty musisz wybudować ten dom ale to jedno z Twoich marzeń i gdybyś tylko była pewna stabilności dochodów mogłabyś je spełnić. Aczkolwiek jak wiesz Mia życzę Ci tego z całego serca a ja wtedy będą mogła pić kawkę w Twoim ogrodzie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Margoś, ja nie tylko myślę w tym momencie o sobie.
      Widzę, że jak Polska długa i szeroka, nowe domy powstają jak grzyby po deszczu i zastanawiam się, czy ci wszyscy ludzie w takich czasach nie ryzykują zbyt wiele?? Czy posiadanie dóbr materialnych jest ważniejsze w życiu niż posiadanie spokoju i lekkiego snu???

      Usuń
    2. Margo, ale mam nadzieję, że jutrzejsza kafka w mojej pienknej kuchni Cię zadowoli ;))

      Usuń
    3. Dla wielu osób dobra materialne są bardzo ważne,wiele ludzi żyje na pokaz,żyją na pograniczu ...widać to lubią...jak dla mnie mają stalowe nerwy:))
      ja wolę spać spokojnie ,jak mnie nie stać na Dominikanę to pojadę do Swornychgaci i będę tam szczęśliwa:)

      Rybka wiem,że do mnie:))) ale ja chętnie tam pomogę Mii ,w tym że ogrodzie!

      Usuń
    4. Uwielbiam Twoją kuchnię Mia,pokochałam ją juz wtedy kiedy o niej pisałaś:)))

      Usuń
    5. jutro mi ogórkową doprawisz :))

      Usuń
  3. uważam że nie ma nic cenniejszego niż spokój i lekki sen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda...
      aczkolwiek, czy nie warto czasami zaryzykować??? uwierzyć, że wszystko jednak ułoży się po naszej myśli? ryzyko podejmowane przez nas pewnie w dużej mierze zależy od poziomu "ryzykanctwa" jakie mamy we krwi, jeden zaryzykuje i mu się uda, drugi zaryzykuje i przepadnie... na dwoje babka wróżyła...
      ale nie chodzi o sam finisz ile o ten okres do finiszu...

      Usuń
  4. Ja też cenię spokój i lekki sen, a wszelkich kredytów, szczególnie tych na długie lata bardzo się boję. Zbyt dużo widziałam wokół takich właśnie sytuacji, o jakich piszesz. Stanął dom, a nawet pałac, przed domem stanął samochód, albo i dwa. A potem utrata pracy i koszmar...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olgo, bo z kredytem na dom to jest trochę skomplikowana sprawa...
      my z mężem bardzo ściśle przestrzegamy zasady "jeśli na coś cię nie stać, to po prostu z tego zrezygnuj". Z domem natomiast jest tak: za gotówkę to raczej nikogo nie stać, dlatego patrzysz na to, czy stać cię na ratę kredytową. I tu pojawiają się schody, bo 20 letni okres kredytowania wyklucza pewność, że nawet jeśli teraz cię stać, to czy będzie tak również za rok, pięć lat czy piętnaście...

      Usuń
  5. kochana, nie wiem do konca jak tam u was jest ale u nas nikt nie kupuje domu za gotowke. Monsz sie nie mogl napatrzec na te domy budowane za gotowke, gdzie jeszcze nie wykonczone (tak od 30 lat) ale juz ludzie w nich mieszkaja i jak uzbieraja to otynkuja i moze kiedys pomaluja.
    Ale mam krewnych ktorzy domy wybudowali, a ze ostatnio wszyscy sie rozwodza, to ponoc z zyskiem te domy sprzedaja. Czy boisz sie, ze sie nie sprzeda?

    Ale dodam, ze jesli masz zyc z wieczna czarna chmura nad glowa, to ja juz wolalabym tego domu nie miec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lolu, oczywiście, że w Polsce domy buduje się na kredyt. Za gotówkę to mogą nieliczni.
      Tak, to prawda, zawsze możesz sprzedać dom, ale.... przecież kredyt spłacasz z odsetkami i to najpierw one są spłacane, więc zanim zaczniesz spłacać kapitał minie naprawdę sporo czasu... to już generuje dodatkowe, niemałe koszty.. Poza tym sprzedasz dom i co?? Gdzie się podziejesz? Nie wiadomo czy sprzedasz z zyskiem... Kolejna rzecz - konieczność jego sprzedania kosztowała by nas wszystkich więcej negatywnych emocji, niż byśmy chcieli...
      Wiem wiem... ciężka jestem ;)))

      Usuń
    2. Mamma, sama odpowiedzialas sobie na to pytanie. Jesli maja to byc negatywne emocje to mysle, ze nie warto. Zwlaszcza, ze macie swoje splacone mieszkanie. U nas raczej nikt nie dostaje mieszkania od rodzicow czy krewnych. Opcja jest taka, ze albo kupujesz na kredyt albo wynajmujesz. Za wynajem wkladasz do cudego worka i nigdy tych pieniedzy nie zobaczysz. dodam, ze te splaty to mniej niz 1/4 dochodow wiec snu z powiek nam to nie spedza. My zawsze sprzedawalismy domy (cztery razy) z zyskiem, ale prawda, ze w zaleznosci od ekonomii roznie to moze byc. Moj brat ma podobne do twojego podejscie, mimo, ze rodzice probuja go przekonac na kredyt, on woli zyc spokojnie i jezdzic na fajne wakacje i uwazam, ze to ma sens. Zdrowie psychiczne jest najwazniejsze. :*

      Usuń
    3. Lola...właśnie....
      ta 1/4 dochodów to jest teraz... a co jeśli ktoś traci pracę??/ Wówczas z jednej czwartej robi się... no właśnie :(
      Ja raczej poszłabym w tym kierunku, by wysokość kredytu nie przekroczyła 1/3 wartości inwestycji... wtedy w razie konieczności sprzedaży zostanie jeszcze na wynajem lub kupno czegoś małego

      Usuń
  6. Mia, mój M zawsze mi mówi,że pracujemy coraz więcej,a żyjemy na tym samym poziomie....coś w tym jest,wszystko drożeje,a zarobki to tak dokladnie jak napisałaś. Śmiałyśmy się ostatnio w pracy,że za niedługo jak będziemy wchodzić do pracy to będziemy na wejściu wrzucać 5 zeta :))
    A kredyt na tyle lat w naszym państwie to tylko dla kaskaderów i samobójców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. an3czka to muszę wybrać czy jestem kaskaderem czy samobójcą:)

      Usuń
    2. Sollet :*
      Jak chcesz wybrać to już lepiej zostań kaskaderem;p
      Ale powiedz,że tak nie jest. Taki kredyt na dom nie powinien spędzać snu z powiek tylko powinien dawać zadowolenie. A u nas to albo są takie raty,że człowieka nie stać,albo się ma mało stabilną pracę. No i jeszcze to co Mia wspomniała u nas podwyżki cen są praktycznie ciągłe,a zarobków wręcz odwrotnie.

      Usuń
    3. aneczka, mój mąż mówi podobnie... cały czas się dorabiamy i jakoś dorobić nie możemy...
      no chyba, ze garba i wrzodów na żołądku ;)

      Usuń
    4. Mia, bo widzisz z uczciwej pracy tyle możemy się dorobić:p

      Usuń
    5. znam uczciwych, którzy zarabiają dużo...
      ale większość to chyba jednak mieści się w średniej krajowej ;)

      Usuń
  7. Święty spokój jest cenniejszy niż moje poczucie dumy, kiedy będę sie przechadzała po nowym, pieknym domu. Kiedyś myślałam, że chcę domu, teraz, kiedy Młoda jest na studiach z naszych 80 metrów używamy połowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to też jest argument... kiedyś jeszcze budowało się domy wielorodzinne, dla dzieci... teraz młodzi wyjeżdżają na studia, potem często za granicę lub do pracy w innym mieście i prawda jest taka, że teraz mało kto z młodych może, ba! nawet chce, mieszkać ze "starymi"...

      Usuń
  8. Mia znasz moją opowieść. Kredytów mam co niemiara. Fakt czasem spać przez to nie mogę,, ale samej decyzji o budowie domu przeważnie nie żałuję. No chyba że wrócę z kolacji u znajomych z pięknego ich mieszkania lub domu, wykończonego od piwnicy po strych i zaczynam myśleć, że wypada ich zaprosić do nas Mieszkamy już 8 lat a zakończenia budowy nie widać, ale cóż dobrze mi tu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sollet :*
      ja generalnie boję się kredytów, tego "uwiązania", tej comiesięcznej konieczności spłaty, bo jeśli nie to...
      dlatego zastanawiam się czy lepiej być posiadaczem dobro materialnego, czy może jednak lekkiego snu w 50 metrach kwadratowych?

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. ja sama już nie wiem....
      wiem jedno, jeśli już wzięłabym kredyt, jego wysokość nie mogłaby przekroczyć 1/3 wartości inwestycji...
      tak aby w razie jakiejś katastrofy, kiedy trzeba by sprzedać dom, pieniędzy ze sprzedaży starczyło na spłatę kredytu i na zapewnienie sobie nowego lokum...

      Usuń
  10. w tych durnych czasach chyba zostałabym w mieszkaniu....ale ja już zapomniałam jak to jest marzyć,więc nie słuchaj mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Obawiam się sytuacji, że jednak postawię ten wymarzony dom na kredyt i jednak wydarzy się coś, że trzeba będzie całą energię poświęcić na jego spłatę. Nie będzie czasu na delektowanie się kominkiem, ogrodem, mało czasu dla bliskich.... I w końcu obrzydło by mi to, oj obrzydło. Spełnienie marzenia jest wtedy, gdy już się spełni, a nie przysparza fury zmartwień, że żyć się nie chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joanno, moje obawy są podobne...
      pewnie byłoby inaczej gdybyśmy zarabiali z mężem po 10 tysięcy a sytuacja gospodarcza nie była tak kiepska!!
      A propo, szukający pracy dostają propozycję zarobku 1500zł netto...
      pytam jak to się wszystko ma do kosztów życia????

      Usuń
  12. Ja nie chcę ani domu, ani kredytu. Dzieci za to chciałyby dom z ogrodem i nawet stwierdziły, że oddadzą na niego swoją kasę z portfelików... Ale ja zbyt bardzo cenię sobie owy spokój, o którym piszesz i o domu nawet nie marzę... Sytuacja w górnictwie i sytuacja w mleczarstwie zaś.... zaiste najlepsza nie jest! Gdzie jest dobrze? Pewnie wszędzie tam, gdzie nas nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ami trochę ci tego zazdroszczę, bo przynajmniej nie miotają Tobą rozterki tego typu :)

      Usuń
    2. Mia, ja nie chcę domu nie dlatego, że nie lubię etc (wszak ja pochodzę ze wsi, gdzie wielki dom i wielkie przestrzenie rządzą), ale nie chcę, bo jestem też racjonalistką i realistką. W mojej sytuacji byłby to raczej ciężar, bo musiałabym w głównej mierze martwić się o niego sama, a po co mi to? Chłopaki kiedyś rozejdą się po świecie, ja ze starym może wyjadę na stare lata (jak dożyję) wygrzewać się pod indyjskim słońcem ;-)))) i po co mi dom w mojej mieścinie? Dlatego nawet o nim nie marzę, a cieszę się spokojem na swoich metrach w bloku. Gdybym jednak miała chłopa stąd - o, wtedy mogłabym dom mieć, bądź chociażby o nim marzyć. Niemniej, kredyt jako taki mnie przeraża, choć zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi po prostu nie ma innego wyjścia, by mieć własny - mniejszy czy większy, domowy, czy blokowy - dach nad głową. Stąd też, rozumiem ich ryzyko. Jakby też nie patrzeć, większość jednak sobie radzi :-).

      Usuń
    3. wiem Ami :)
      każdy ma swoje powody by marzyć/nie marzyć (chcieć/nie chcieć) tego czy owego
      ja całe życie mieszkałam na blokach więc to może stąd ten "pęd" ku domowi z własnym ogródkiem :)

      Usuń
    4. na twoim miejscu zdecydowanie bym marzyła :-))) i nawet nie wiesz jak bardzo chcę, by się Wam spełniło....

      Usuń
  13. Nie do końca się z Tobą zgadzam w kwestii kredytów i tzw. spokoju. Mam kredyt na dom i jest to jedyny kredyt jaki mam i jaki mieć będę. I podkreślam, że jest to kredyt na dom. Nigdy nie wzięłabym kredytu na telewizor, dobry telefon, tablet itp. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Gdyby nie ten kredyt to mieszkałabym kątem u mamy/teściowej ( uchowaj Boże za teściową ) lub w wynajmowanym mieszkaniu. I prosty rachunek był: albo się rozwieść albo komuś pokątnie płacić kupę kasy na wynajem. Nie ukrywam, że czasami się boję, że mam schizy co będzie, gdy.... Życie jest życiem i trzeba go brać takim jakim jest, zwłaszcza, że na wiele nie mam wpływu. Ale jakoś żyję z tym kredytem i żyć będę, ale mam swój dom :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, ale...
      kredyt na mieszkanie byłby jednak trochę mniejszy...
      Ja też generalnie jestem przeciwniczką kupowania tego, na co nas nie stać. Nie mamy kredytów, jeśli nie stać nas na wczasy za granicą, jedziemy na tydzień do Zakopanego, jeżeli nowe auto póki co jest poza naszym zasięgiem, jeździmy siedmioletnim Helmutem :)
      Wiadomo domu czy mieszkania raczej bez kredytu nie kupisz, a przewidzieć tego, czy będzie Cię stać na jego spłatę na n-lat się nie da... dlatego tak trudno byłoby mi podjąć decyzję o wzięciu kredytu, zwłaszcza tak dużego!!

      Usuń
    2. Nie zawsze tak jest, że dom jest dużo droższy od mieszkania. Domu szukaliśmy 2 lata i kupiliśmy go w cenie mieszkania. To była wielka okazja, która nam się przytrafiła!! Za to mam koleżankę, która kupiła mieszkanie w stanie surowym za 498 0000 zł. i miejsce na parkingu podziemnym za 33 000 zł.

      Usuń
    3. mhm...
      w naszym mieście 3-pokojowe mieszkanie kupisz za jakieś 150-160tys. Maksymalnie 200 tys jakieś mieszkanie o podwyższonym standardzie. Mówię o rynku wtórnym.
      Dom to jednak te minimum 400tys. Na rynku wtórnym dom, którego nie trzeba remontować to minimum 350tys. Tak przynajmniej wygląda to u nas na wsi ;)))

      Usuń
  14. I muszę jeszcze dodać najważniejsze, a co mi uciekło: kredyt mam na miarę swoich możliwości: finansowych i rodzinnych. Nie rzucałam się na 200 metrowy niby dworek z wielkim ogrodem, bo po co. Przecież mam tylko jedno dziecko i dwie ręce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie w moim poście chodzi poniekąd o to, że te możliwości są takie niestabilne i niepewne!!!!

      Usuń
  15. dużo więcej bym dała za ten spokojny sen i brak stresu. Choć niekoniecznie w najmniejszym mieszkaniu, bo klaustrofobikiem jestem ;)
    Poza tym dom to dodatkowe obowiązki - ogródek trzeba pielęgnować, zimą odśnieżać, śmieci nie wiadomo gdzie gromadzić, alarmy montować, firmy ochroniarskie angażować. I niekoniecznie sąsiedzi są fantastyczni, a gdy dom, to jest ich mało. No i bez auta to wszędzie daleko ;P

    Spokojnych snów, Mia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dosiu, Ty wiesz jak człowieka zniechęcić... tzn skłonić ku temu, by przestał się zadręczać ;)))))

      Usuń
    2. ja właśnie z tego powodu jestem dość sceptyczna do domów - to nieustająca harówka... Zresztą za bardzo lubię miasto :) A co do kredytu - nie brałabym na pewno na duperele, ale na ładne mieszkanie wzięliśmy, bo trudno.. Poprzedni kredyt spłacilismy w pięc lat sprężając się, więc i tu jesteśmy dobrej myśli. Udało nam się nawet nie sprzedawać poprzedniego mieszkania, więc jakby co to mamy żywą lokate..

      Usuń
    3. aLusia... to jakaś inna bajka ;)))

      Usuń
    4. ale ja chciałam w Ciebie wlać otuchę!! bo jak braliśmy ten pierwszy kredyt, to nasza sytuacja była wielce niepewna, w sumie taki skok na baaardzo głęboką wodę wykonaliśmy, nie mając praktycznie pieniędzy! a popchnęła mnei do tego moja mama, która twierdziła, że szkoda na wynajem, i nie że nigdy nie bedize tak źle, żebyśmy musieli na bruk iść :) i to ona mnie tak zmarudziła, że się zabrałam za sprawę - mówiąc szczerze, miałam nawet podkręcone wyniki do banku i strasznie się bałam:) a potem jakoś tak się wszystko rozkręciło....

      Usuń
    5. czasami ryzyko się opłaca, to prawda...
      i czasami to właśnie kredyty napędzają nas do działań, do których brakowałoby nam motywacji bez wiszących nad głową kwot do spłacenia :)

      Usuń
  16. no niestety przykre co piszesz ale prawdziwe...
    taka polityka w tym naszym "kochanym" kraju...
    co roku składamy sobie życzenia żeby było lepiej...
    co roku jest nadzieja....
    ale gdy tylko włączę tv i zobaczę te "mordy" z sejmu ona znika...
    ściskam mocno i życzę spełnienia marzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przykre Sissi... albo raczej przerażające!!!!!
      Nie umiem pojąć jak pracodawcy mogą proponować 1500 zł miesięcznego zarobku, kiedy w tym samym czasie opłaty za mieszkanie oscylują w granicy 800 zł!!!!!!

      Usuń
    2. tyle, że to nie wina tylko pracodawców, tylko przede wszsytkim chorego systemu, który generuje kolosalne koszty zatrudnienia. Nie mówię tu oczywiście o tych pracodawcach, którzy ani umowy ani ubezpieczenia nie dają, a i tak chca płacić 1500

      Usuń
    3. to prawda aLusia, ale od czego są ci wszyscy na których głosujemy co cztery lata!!!!!!

      Usuń
    4. na tych co głosujemy? sami kradną !!!!!!!!!!!!

      Usuń
  17. Kto stoi w miejscu ten się cofa. Bez ryzyka nie ma zabawy. Z marudzenia i narzekania dom nie stanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale ja nie marudzę i nie narzekam - ja po prostu staram się myśleć racjonalnie i rozsądnie...

      Usuń
  18. Jak 3 lata temu sama kupiłam mieszkanie z 30 letnim kredytem w tle, to koleżanka powiedziała, że mnie podziwia i że ona by nie umiała (sama kupiła za gotówkę kupę lat temu, gdy mieszaknia były jeszcze tanie - mądrala!). No ale co miałam zrobić? Wynajmować mieszkanie za kasę wyzszą niż rata? A może pokój, ale za kasę troszkę niższą niż rata? Dal mnei odpowiedź była oczywista. Raty wzięłam malejące, w myśl zasady, że teraz (te 3 lata temu) wiem, że mogę płacić więcej. Od pierwszej raty spadła ona o 30%! Oczywiście w wyniku obniżki stóp %. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji i nie martwiłam się na zapas. Chciałam mieć komfort i...spokój. Coś mojego. Więc wiesz co ja radziłabym Tobie. Tym bardziej, że wysokość kredytu, o którym piszesz jest równy moejmu, a nie wynosi te 400 tys. :D I zaznaczam - ja kupowałam sama, bez chłopaka, bez męża, który wesprze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. alucha w Twoim przypadku wybór był najlepszy. Moja sytuacja jest zgoła inna - ja jako tako nie potrzebuję domu, mam gdzie mieszkać. Albo przecież mogę kupić większe mieszkanie i nie brać kredytu. Zatem to nie tyle kwestia "musu" co pragnień, które być może przekraczają granice zdrowego rozsądku :)

      Usuń
    2. Realizacja pragnień jest ważna dla spokojnego i radosnego życia. :) Ja się będę tego trzymać. ;) I pamiętaj, nie musicie brac kredytu na setki tysięcy. To całkiem komfortowa sytuacja - pomyśl o tym w ten sposób. :)))
      Buźka!

      Usuń
  19. No niestety nieruchomości nie są tanie i trzeba brać kredyt na budowę domu bo niestety będzie kiepsko.

    OdpowiedzUsuń