Zakochana to ja byłam średnio cztery razy do roku. Co pora roku,
to nowa miłość. Na wiosnę Józio, na lato Jasio, na jesień Stasio, na zimę Don Johnson :).
I oczywiście, jak się zakochiwałam to na zabój, na śmierć i
życie. Na trzy miesiące, znaczy się :).
Kochałam od rana do wieczora, przez całą noc i znowu od świtu.
Gotowa byłam nerkę oddać, jakby tak czasem mój umiłowany
nagle zapragnął mieć trzecią.
Nawet bym na bungge skoczyła, ale wtedy to jeszcze nie było :)
Oczywiście wszystkie moje Wielkie Nieskończone Miłości
przybierały dość obciachową, jak na dzisiejsze czasy, formę. No
bo teraz to mocno nieskrępowana dziewczyna podchodzi do równie
mocno nieskrępowanego chłopaka, mruga swoimi dramaticlook i artykułuje bezgłośnie : „call me”.
Nie to co za dinozaura ;)
Trzydzieści lat temu to ja się kochałam po platonicznemu. To
znaczy, kochałam ale udawałam, że wcale nie.
Inaczej mówiąc, ja-zakochana, widząc jego-ukochanego,
przybierałam pozę „w ogóle mi się nie podobasz i w ogóle nie
marzę o tym żebyś dał mi klapsa”
Oczywiście potem często umierałam z żalu i z rozpaczy jednocześnie. Bo nie
popatrzał. Albo bo popatrzał, ale jakoś tak za krótko. Albo za
krzywo. Albo na koleżankę.
No ale kto by tam patrzał na sopel lodu?? Nie mówiąc o lizaniu
:)
No więc obmyślałam kolejną strategię.
Strategię jakby go
zdobyć, ciągle udając, oczywiście, że mam go głęboko w doopie, ale
najchętniej to trochę gdzie indziej :).
Chociaż, nie nie, absolutnie!!! O seksie to ja wtedy w ogóle nie
myślałam, a jak się tak dogłębniej zastanowię, to chyba nawet
niczego o nim nie wiedziałam. Bo mi rodzice kazali oczy zamykać jak
się w telewizorze całowali. Aktorzy, nie rodzice :)
No i tak pory roku się zmieniały, lata mijały, włos siwiał, cycek wiotczał, a
moja strasznie mądra i strasznie skuteczna strategia okazała się
całkiem do doopy!!! I te Józki i Jaśki i Staśki i nawet Don Johnson nigdy mnie nie liznęły.
Ku uciesze Mężatego ;)
I tylko chłód się za mną ciągle ciągnie :)
PS. Do posta natchła mię Lola :)
Pierwsza!!!
OdpowiedzUsuńIdę wymyślać tytuł:)))
Dramaticlook:)))))
UsuńPaduam:D
Druga!
OdpowiedzUsuńlecę czytać;))
Doskonale Cię rozumiem ;) chociaż....chyba napisze wpis:)hehe
Usuńnatchłam Cię?? :)
Usuńwspominam;))
Usuńehh - z jednym paliłam papierosy po studencku , a tego u mnie nie mogę napisać;))
myślisz,ze ten student czyta Twojego bloga Misiu:PPP
Usuńja myślę, że Sołtys czyta bloga Misi, Margo :::)))
UsuńMyślę, że bardziej dzieci i znajomi, a dwóch absztyfikantów mieszka...jeden w bloku przede mną, drugi w bloku obok;))
Usuńdlatego najlepiej prowadzić bloga ściśle tajnego ;)
Usuńwyścigi se urządziły!!
OdpowiedzUsuńzdrowa rywalizacja jest dobra i trzeba utrzymać formę:)))
Usuńnie ma to jak trochę sportu tuż przed spaniem ;)
Usuńi linię;))
UsuńSzczupaczku;)
czy to mój nowy nick?? :)
UsuńA ja mam tytuł "Nie-święty Walenty w czasach dynozaurów"
OdpowiedzUsuńSonatkowa, przypomniałaś mi... ja prawie o czasie napisałam o tej miłości, toż to Walentego za chwilę ;)
UsuńTelepatka czy wiedźma?
Usuńszczupaczek :)
Usuńkochana, ja tez sie zakochiwalam na ament ale tylko na tydzien- dwa. ;)
OdpowiedzUsuńnie no Lola, to ja trochę stalsza w uczuciach byłam ;)
Usuńja też, ino że w 2-3 naraz :)
Usuńaaaa, Viki, duety też mi się zdarzały :)
Usuńw sumie to tercety, bo ja i oni dwaj... ale tylko platonicznie ofkors! :)
Mamma, fajnie, że piszesz i można znów komcia zostawić:)
OdpowiedzUsuńto zostaf :PP
Usuńno zostawiła nafet dwa!!! ;)
UsuńJa z tych samych dinozaurów Mia ;). Z tej samej epoki lodowcowej.
OdpowiedzUsuńhe he... też udawałaś twardzielkę nie do zdobycia??
Usuńbyło kilku śmiałków, którzy próbowali i nawet mi się podobali, ale ja za nic w świecie nie chciałam, żeby oni sobie pomyśleli, że mi zależy... jesooo, jaki bezsens!! ;)
Kiedyś się tak zakochałam, że nie mogłam zjeść ulubionej pomidorowej!:)))
OdpowiedzUsuńPieprzu, ja w zakochaniu zawsze odmawiałam konsumpcji :)
Usuńmożem dlatego taki szczupaczek, jak to ładnie ujęła Miśka ;)
normalnie jak kochasz to do wyczerpania zapasuff !
OdpowiedzUsuńtaaaa Lamia, do wyczerpania męskiej cierpliwości raczej ;)
UsuńMamma, kocham Cię!
OdpowiedzUsuńno to ja Ciebie też, Myska ;)
Usuńale teraz zdradź skąd ten nagły przypływ uczucia do mnie, taki gwałtowny i niespodziewany :)
I już wiemy dlaczego święty Walenty jest patronem chorych psychicznie. Pod tych podchodów można było świra dostać
OdpowiedzUsuńnooo, czasami od udawania Królowej Śniegu palce mi w nogach marzły ;)
Usuńto jak mężaty zdobyu cie?
OdpowiedzUsuńto przecież mój dobry kolega był przez prawie dwa lata ::))
UsuńI potem tak się wam wymskneuo?
Usuńprzepoczwarzyło ;)
UsuńTeż mnie się to pytanie nasunęło.;)
UsuńMamma,ja siem kochauam nawet dłużej! zafsze beznadziejnie,nie muisałam udawac sopla,bo i tak byłam niewidzialna,nie paczyli na mnie jak na dziefzczyne,buuu:))))
OdpowiedzUsuńI też wyszłam za kolegę,bo cierpliwy skubaniec był;p
eee tam, niewidzialna to ja byłam tyle razy, ze kto to spamięta ;)
UsuńJa tesz bylam cale szycie zakofana. Pierfszy raz mnie wzieulo jak mialam 6 lat i zakochalam siem w koledze mojego brata. A dziesiec lat pozniej jak ten sam kolega siem zakochal fe mnie to bylam strasznie niezadowolona, bo pszeciesz siem sposnil 10 lat i juz mi siem fcale nie podobal.
OdpowiedzUsuńZakochana moglam nie jesc, wylam do ksiezyca i pisalam wiersze, a jak jeden taki obiekt milosci podszedl zeby mnie poprosic do tanca na szkolnej zabawie to z wrazenia spierdolilam po szczebelkach drabinek cwiczebnych az pod sam sufit i cala sala zamarla zeby mnie przywolac do zejscia na dol.
Milosc bywa nieprzewidywalna w zachowaniach:)))
Star, jak dobrze, żeś wróciła na łono ;)
UsuńNo w końcu jakiś post, czekałam, czekałam i się doczekałam:). Stęskniłam się. I mam trochę doła, przybiła mnie praca. Dam radę, nie narzekam, jest dobrze.
OdpowiedzUsuńAnonimowa72, Ty cały czas chcesz być taka anonimowa?? ;)
UsuńE, no przecież ja nie jestem taka anonimowa, bo ja jestem anonimowa72:), ale lat 72 jeszcze nie mam. No i na imię mam aśka. Napisałabym maila, ale ja blondynka jestem i nie potrafię go znaleźć.
UsuńE, no przecież ja nie jestem taka anonimowa, bo ja jestem anonimowa72:), ale lat 72 jeszcze nie mam. No i na imię mam aśka. Napisałabym maila, ale ja blondynka jestem i nie potrafię go znaleźć.
Usuńale chyba Cię wcześniej u siebie nie widziałam :)
Usuńja nie pisałam, ale czytałam... ale raz ( no może dwa ) tylko napisałam i zauważyłaś i było mi bardzo miło
UsuńZainspirowana Waszymi wpisami, przypomniałam sobie, jak w czwartej, a może piątej klasie zakochałam się do szaleństwa. Obiekt moich westchnień był klasowym łobuziakiem, pani za karę przesadzała rozrabiających chłopców do jednej ławki z dziewczynką. No i mnie się trafił właśnie ON. Szybko się okazało, że ja też nie jestem mu obojętna. Ale niedługo nastały wakacje, a po wakacjach już inne były obiekty naszych westchnień :)
OdpowiedzUsuńOlgo, ja najintensywniej udzielałam się kiedy to zakochana po uszy byłam w ratowniku z osiedlowego basenu... jaka ja wtedy usportowiona się zrobiłam i jak to dobrze na moją zdrowotność wpłynęło ;)
Usuńa, że nic z tego nie wyszło to tylko moja wina, bo jak już chłopak zaczął smolić cholewki to se pojechałam na wakacje i z innym już wróciłam ;)
ale fakt, ten ratownik to chyba była ta moja naj naj, niespełniona ;)
O rany, aż mnie wspomnienia naszły własne :-)))
OdpowiedzUsuńTak było co 3 miesiące nowa miłość ....
I jak to myśmy przeżyły ?? :-)))
Jasna, człowiek dopiero jak się starzeje to widzi ile przez swoją głupotę stracił przyjemności ;;)))
UsuńNo patrzcie jak to się zmieniło!
OdpowiedzUsuńJa też udawałam sopel lodu i niedostępna byłam, że ho, ho. A dowiedziałam się, że jestem niedostępna jak się taki jeden odważył i... został. Raptem koledzy zaczęli z niedowierzaniem patrzeć, że mu się udało i że oni też chcieli, ale ja taka niedostępna... Co za czasy to były.
Sollet, ja to jeszcze miałam o tyle ciekawiej, że moja mama była nauczycielką w Technikum Górniczym gdzie 95% to same płcie przeciwne i tak sobie jeździłam z nią na wycieczki klasowe i podobał mi się nie jeden nie dwaj, ale oni, te synki, to takie wystraszone były, bo nie dość że sopel lodu, to jeszcze matka największa sieka w całej szkole ;)
Usuńa Mężaty to podobno poleciał na ten chłód mój wrodzony ;)
a mamusię to dopiero potem poznał ;)
Ech... to były czasy, a strategia dość powszechna. A z tym bungge. Nie było, to skakało się bez. Też mi teraz twardziele, nie?
OdpowiedzUsuń::::)))))))))))
UsuńNomadzie, imponujesz mi ;)
No normalnie jakbym o sobie czytała. :P
OdpowiedzUsuńteż żeś taka goopia była?? ;)
Usuń