Tak się składa, żem od zawsze słabego uzębienia. Nie żebym szczotki, pasty, kubka ciepłej wody bała się niczym diabeł święconej wody, lecz z powodu genów. A dokłądniej ich wątpliwej jakości (jeśli chodzi o zęby, of course :). Regularne wizyty w gabinetach stomatologicznych, stały się moją zmorą i skutecznie pogłębiały niemalże panaroidalne lęki przed białym fartuchem.
Metalowe, połyskujące plomby wydawały złowróżbne dźwięki, a ich estetyka, a raczej jej brak, umacniały fundamenty mojej nieśmiałości. Do dzisiaj na dźwięk wiertarki skóra mi cierpnie, a od samego patrzenia na „stomatologiczne” reklamy zęby bolą.
No ale cóż, geny to geny. Na nic się zdały szczoteczki z najwyższej półki (te za 20 zeta:), mega skuteczne pasty (kolejne 20 zeta), płyny extra coś tam (kolejne 20 zeta), nici tylko Jordana, utwardzacze, wybielacze ect. Koniec końców taki, że w wieku 35+ zapadłam na paradontozę, zwaną również chorobą przyzębia!! Co robić? W kwiecie wieku mnie cholera dopadła, trza by chyba ratować zębiska!! Wprawdzie medycyna poszła mocno w przód, są implanty, co mnie uspokoiło, że jakby nawet zębiska powypadały jeden po drugim (choć lepiej niechby wszystkie naraz, jeden syf), na wkręty bieluteńkie Mężaty da. Wówczas komfort bycia posiadaczem, bądź co bądź, sztuczności w gębie, gwarantowany. Zero problemów ze szklankami, nocnym namaczaniem, przyklejaniem, drobinkami pod, nad czy w....żadnych takich! Z TAKIMI ząbkami niemożliwym do powtórki wydaje się również scenariusz z dziadkiem Alojzem w roli głównej, który to podczas jednej z rodzinnych uroczystości, w trakcie wznoszenia toastu, zatopiwszy swą szczękę w kielichu, z przerażeniem zawołał: „Kude balans, kaj som moje semby, w tej chwili je miałem” :::))))
Temat dentysty i paradontozy nie jest mi obcy chociaż obchodzę go na około jak tylko się da. Tylko, że u mnie nie chodzi o bojaźń wobec gabinetu stomatologicznego bo znalazłam sobie fantastycznego stomatologa, który ma tak hipnotyzujące spojrzenie że jak już zapadnę się w fotel to jestem w stanie ocknąć się dopiero przy płaceniu za wizytę co dopiero bywa bardzo bolesne ;)
OdpowiedzUsuńKatiuszka, moja dentystka też ładna ale mnie nie kręci ::))
UsuńPodziwiam za energie... Codziennie wpis i trzeba dodac z talentem!
OdpowiedzUsuńDo pana Dziadka Mroza /tak nazywalam pana dentyste/ nachodzilam sie jako panienka lat 8 i troche... To bylo przezycie, ale od tej pory gabinety dentystyczne nawiedzam bardzo rzadko ku mojej radosci! I zabki w calosci!
Serdecznosci
Judith
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJudith, dzięki za miłe słowa :). Staram się, niestety przez 4 dni będę miała związane ręce, bo siedzę u rodziców i mi przez ramię zagladają :).
UsuńNo cóż jak ja chodziłam do podstawówki to jeszcze w szkole był dentysta i od takiego szkolnego mam uraz do wszystkich. Porządek z zębami zrobiłam po 30-tce (bo fundusze trzeba było uzbierać)Na dzień dzisejszy brakuje mi w szczęce dwóch sztuk, a cztery maja swoje koronki, ale są moje i długo nie zamierzam pozbyc się kolejnych.
OdpowiedzUsuńOaza, jak ja dobrze pamiętam te szkolne gabinety :)brrrr....
Usuń...mój śp. Wuj, podczas wykładu dla studentów kichnął i...sztuczna, górna szczęka wylądowała mu na mównicy...:)
OdpowiedzUsuńTo studenci musieli mieć niezły ubaw :). Fajnie, że zajrzałaś :) dzięki
UsuńPonoć pasta z propolisem jest dobra na paradontoze ;) Masz super pióro :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Justyna
Czego ja już na tę moją paradontozę nie stosowałam!!!
OdpowiedzUsuńDzięki Jazz, staram się, choć czasami rodzę w bólach :).