Kobitka to ma przesrane! Zwłaszcza w zimie! Zwłaszcza na stoku! I
zwłaszcza jak siku chce!
Leci w tych betonowych butkach taka niewiasta do najbliższego
kibelka, przebiera nóziami, niepomna ostrzeżeń, że płytki
śliskie i bach, pada jak długa niczym Andrju w trzeciej sekundzie
:). Bolesny to upadek, nie tyle dla ciała, co dla ducha.
Jako, że
kobitka, istota próżna, fason chce utrzymać, w
najdramatyczniejszych nawet okolicznościach. Zbiera się zatem w takie pędy, na jakie swoboda ruchów jej pozwala... że niby nie fiknęła przed chwilą, gdzieżby... ona?
Dopadłszy wreszcie
kibelka, ukryta przed wścibskimi spojrzeniami w kabinie o
mikroskopijnych wymiarach metr na półtora, staje w obliczu
majstersztyku ekwilibrystyki na skalę światową (no, chyba, że na
świecie sracze większe obce mają :).
Czas na siku!! Czynność z pozoru
banalna, nabiera całkiem innego, upiornego wymiaru, a faza
przygotowań do jego oddania, jawi się niczym scenariusz Monty
Pytona.
Najpierw rękawice. Zdjąć by trzeba, czucie w palcach nie
takie, papieru narwać nie idzie. Upocić się niczym prosię
kobitka nie ma zamiaru, kurtka zatem na haczyk. Niepokojąco
klaustrofobiczna przestrzeń kibelka kobitkę, istotę o kruchej
konstrukcji psychicznej, w panikę wpędzi, a juści!
Potrzeba
oddania moczu silniejszą od lęków i fobii, kontynuuje zatem
kobitka.
Kolej na spodnie. Kolejno szelki, zamek, guziki. Kalesony
termo, majty w dół.
Kiedy już w końcu gołym tyłkiem kobitka świeci,
przysiad wykonać by trzeba, inaczej po nogach poleci, jak w dym!
Obuta w betonowe buciki kobitka strategię przysiadu opracowuje:
nózie trochę dalej od klopika ustawić, rękoma o ściany się
zaprzeć, tudzież się klamki uchwycić niczym brzytwy tonący.
Celem: równowagę utrzymać tak, by pupencji w czeluściach złowrogo
bulgoczącego klopiku nie umoczyć!
Mając na uwadze metraż kibelka
rodem z Szuflandii, czynności te sporą dozą ryzyka obarczone, co
uczucie stresu i paniki tylko w kobitce potęguje, tym bardziej, że
kobitki polisa ryzyka takowego nie obejmuje.
Niecierpliwe pomrukiwania
kolejnych nieszczęśnic zza drzwi, blokują tylko w kobitce
naturalne odruchy fizjologiczne i wisi tak nieboga, tyłkiem gołym
strasząc wszystkie kanalizacyjne żyjątka.
Wreszcie nadchodzi
upragniony moment! Zwieńczeniem niecodziennego, mozolnego trudu
kobitki, narciarki pełną gębą, sik prosty i celny! Opuszcza
wychodek kobitka, lżejsza jakby i szczęśliwsza. Oddala się
lekkim, mimo betonowych butków, krokiem, po narty i kijki sięga.
Na powrót wita się ze stokiem, gdy wtem.....
ciało w bezruchu
zastyga, niepokój narasta, twarz purpurowieje.
O nie! Tylko nie
to!!!
Oparte na faktach.
W roli głównej Mamma Mia.
Czas i miejsce akcji: 23 luty 2013, Zagroń, Istebna ::)))
To mnie ubawiłaś. Tekst do kabaretu. raz jedyny miałam taki ekstremalny sik. Było podobnie. Gorzej z tym drugim. Pół biedy jak kibelek w miarę czysty. Poprawiłaś mi nastrój. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, kochana, uwierz, że nie było mi do śmiechu :)
OdpowiedzUsuńOpis wydarzenia znakomity, choć wierzę, że to dopiero z perspektywy zaczęło wyglądać inaczej :)))
OdpowiedzUsuńHe, he... słyszałam wersję z próbą załatwienia potrzeby w drzewkach przy stoku (bo do kibelka za daleko było). Tylko kobitka podobno z nart się nie wypięła. I gdy "się wypięła", to ją zza tych drzewek odbiło, wybiło czy jakoś tak i... wyjechała na stok z co niektórymi częściami (ciała - sic!) na wierzchu.
Był dalszy ciąg, ale chociaż słyszałam z dwóch różnych ust i podobno jako najprawdziwszy autentyk, to sobie podaruję opis, bo jest zbyt niewiarygodny :)
Pozdrawiam ciepło Miłośniczkę gór :)
Gdzieś słyszałam podobną opowieść! I jak potem poturbowana spotkała się na pogotowiu z panem, który miał złamana rękę , bo ...gołą pupę zobaczył i się zagapił!Albo coś pokręciłam;))
UsuńWow, to już by chyba trzeba było podciągnąć pod hardcore :;)). Moje przeżycia raczej z tych soft :)...no chyba, że monitoring w kibelku był ::))
OdpowiedzUsuńOj, dopiszę jednak...
OdpowiedzUsuńHardcore to był później, gdy czekała w kolejce na pogotowiu i usłyszała pacjenta tłumaczącego lekarzowi, jak złamał rękę... oczywiście na stoku, gdy mu "jakaś babka wyjechała z 'gołą p...' i tak się zapatrzył, że sam nie wie jak, ale...".
Dotąd słyszałam, nie wiem, co było dalej na tym pogotowiu :)) Ale do dziś się zastanawiam, czy to prawda całkowita jest :) czy nie podkoloryzowana ;-)
wiesz, wydaje się to być możliwe, ale na potrzeby mediów podrasować zawsze można :)
UsuńO właśnie! Teraz będę się męczyć gdzie o tym czytałam!!
UsuńMiśka, jesteś trzecią osobą, od której to słyszę (tu: czytam). To już dowód wiarygodności :)
UsuńeNNka, to chyba żaden dowód na wiarygodność, równie dobrze można zmyślić i podać dalej ::)).
Usuńno tak, ale nie zmyślamy osobno;))A przy kawie się nie spotkałyśmy,czyli razem też odpada:) eNNka, skąd pochodzisz?:))
UsuńMiałam raczej na myśli to, że świat jest mały i jedna Pani drugiej Pani...i tak krąży opowieść o narciarce z gołym tyłkiem ::)). A czy prawdziwa?? Who knows? :)
UsuńPochodzę z lubelskiego. I stamtąd słyszałam, choć od dwóch ludzi z dwóch różnych stron Lublina :)
UsuńTo chyba tak właśnie krąży: jedna Pani drugiej Pani...
Ja akurat słyszałam obie wersje od... Panów, którzy słyszeli od swoich żon lub bratowych, hi, hi.
hahaha...ups...pardon, nie mogłam się powstrzymać:)
OdpowiedzUsuńOaza, się nie śmiej, solidaryzuj się :)
UsuńDziękuję za odwiedziny u mnie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJaki z tego morał? Lżej się ubierać na narty ;P
OdpowiedzUsuńPodoba mi się :)) Zostaje :D
Pozdrawiam serdecznie
Dzięki Jazz :) Zapraszam codziennie :)
UsuńUbawiłam się, bo prawie cie widziałam w tym kibelku:) Pozdrawiam:) Ella
OdpowiedzUsuńElla, jeśli jeździsz na nartach to nie chichraj tylko się szykuj ;)
UsuńJa na nartach? W życiu już nart nie założę:) Wolę iść siku spokojnie, nie tak jak Ty:) Ella
UsuńNiezłe :) ja się kiedyś wypierniczyłam po zejściu z orczyka. Odpięłam narty, bo co tak po płaskiem będę popylać niczym Kowalczyk klasykiem? I szybko poszło. Raz.. dwa.. trzyyyyy!!!!!!! i niebo widze, niebo! O cholera, stłukłam sobie kość ogonową..... ałć.... o urwał, ja sobie chyba rękę złamałam!!! AŁĆ!!! Na szczęście ręka była tylko mocno stłuczona (prykaz kilka dni na temblaku i kwaśna woda) - okolice krzyża i poniżej - same doszły do siebie (no przecież nie powiem na pogotowiu, żem se dupsko stłukła! wogóle jak się to prześwietla? przecież się z gołym tyłkiem na stole do rtg nie położę!!!)
OdpowiedzUsuńA, i tak mi się przypomniało - nie polecam po nartach raczyć się grzanym piwem. Kiedy się już zakończy jeżdżenie, a panowie mają ochotę na więcej i chcą karnety dokończyć... Wtedy panie wpadają czasami na pomysł zagrzania się grzańcem i poplotkowania sobie po ciężkim dniu na nartach. To nie jest dobre rozwiązanie, gdyż piwo napojem moczopędnym jest i potem wygibasy w kibelku trzeba powtarzać parę razy, a czasami i to nie styknie i potem w drodze powrotnej, w śniegu po kolana (w szczerym polu nie ma zwykle stacji benzynowych) należy ćwiczenia powtórzyć :)
UsuńHa ha... orczyki mnie tez zawsze w stres wpędzają, a nuż jakaś mulda (których na naszych stokach nie brakuje) nogę podbije i wyglebię jak długa powodując zainteresowanie bardziej doświadczonego ogółu :)
UsuńOtóż to! Picie zabronione, zwłaszcza tego co jest moczopędne :). Piwko czy grzaniec w domu, w kapciach :)
OdpowiedzUsuńHehe,z tym sikiem to zupełnie często tak jest, nie tylko na stoku;) narciarskie umiejętności się przydają bo na publicznych klopach usiąść to istne przestępstwo dla własnej pupencji;)
OdpowiedzUsuńhehe, z tym sikiem to faktycznie trzeba mieć narciarskie umiejętności opanowane nie tylko na stoku ale w każdym innym publicznym klopie;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, tylko w normalnych okolicznościach ruchów nie krępują wszystkie te narciarskie fatałaszki :)
UsuńPoczucie humoru mimo wielkiego zagrożenia - rewelacyjne !!! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń