Foto: casalcubabarcelona.wordpress.com
Być
może emocje, towarzyszące mi podczas oglądania filmu „Miasto
śmierci”, nie byłyby tak intensywne, gdyby nie fakt, że w 1997
roku spędziłam w tym mieście kilka godzin. Perspektywa 16 lat
zrobiła swoje, skutecznie zamazując realność tamtych wydarzeń,
kiedy to we wrześniu 1997 roku razem z łotewską koleżanką,
wynajęłyśmy kierowcę i przekraczając granicę
amerykańsko-meksykańską znalazłyśmy się w jednym z
najniebezpieczniejszych miast świata – Juarez!
Jadąc tam, nie
miałyśmy świadomości, że oto dwie młode dziewczyny, o
przyciągającej uwagę tubylców, słowiańskiej urodzie, ruszają w
miasto o niechlubnych, alarmujących statystykach, które ostrzegają:
kobieto,
strzeż się Juarez, możesz tam zostać na zawsze!!!
Pamiętam
ten dzień jak przez mgłę. Był upał, żar lał się z nieba, co o
tej porze roku, przy tej szerokości geograficznej jest normą. I my
- dwie białe niewiasty w kusych sukienkach, bezbronne, jakby na tacy
podane. Halo, tu jesteśmy, mordować i gwałcić możecie! Lub
odwrotnie :)
Ufność
do obcych mam skąpą, ojciec - komisarz dochodzeniówki - córki swe
dwie ukochane, przed złem tego świata przestrzegał.
Zdrowy
rozsądek jednak i mnie zawiódł, ku przerażeniu ojca i matki (którzy tak
de facto nawet nie wiedzieli, gdzie jestem, komórek wtedy nie było,
a nasze plany turystyczne były, delikatnie mówiąc, spontaniczne).
Miasto śmierci na mej drodze stanęło....
Wjazd
do Meksyku to pestka, gorzej w odwrotną stronę! Dokumenty niezbędne
przy wjeździe okazałyśmy, upewniając się, że z wjazdem powrotnym do
Stanów nie będzie problemu. Niepewność jednak i strach, czy
wyprawa do Juarez nas nie pogrzebie (teraz dopiero zdaję sobie
sprawę z dosłowności tych słów) towarzyszyły mi całą drogę.
Z całej meksykańskiej wyprawy skrawki niewielkie pamiętam –
kościołów dziesiątki, nowobogackich willowe dzielnice, obskurne
osiedla meksykańskich biedaków.
I sklep jakiś z pamiątek stosami, którego
właściciel ze złotym zębem i chytrym, lisim uśmiechem zapytał, czy
jestem wolnego stanu, bo żony dla pierworodnego mu trzeba....
Niezły musiał mieć ubaw na widok mojej miny :(
Po kilku godzinach jeżdżenia po 1,4 milionowym mieście, czas
powrotu (jednak :) nastąpił. Kolejka w stronę amerykańskiej
granicy końca się zdawać nie miała. Minuty wiecznością się
stały. Serce w mej piersi waliło.
Co
jeśli Lucinda-celniczka wjazdu do Stanów odmówi? Co jeśli
taksówkarz nikczemny, w zmowie z gangów członkami? Wjechać
do Stanów się nie da? Dokumentów potrzebnych turystki
nie mają? Oj, jaka szkoda, oj, jak mi przykro :(. Juarez Was zatem pogrzebie...
ooops... poratuje w potrzebie, rzecz jasna :)
Ufff,
nie tym razem :). Z Meksyku wypuścili! Dokumenty potrzebne turystki
miały, taksówkarz człowiek porządny, na miejsce niewiasty odstawił. Żegnaj
Meksyku, witaj Ameryko :).
Na
zawsze podróż tę zapamiętam, tym bardziej, że cała i żywa wróciłam,
długo jeszcze ekstremalności mych poczynań nieświadoma.
Ilekroć
„Miasto śmierci” oglądam, wspomnienia sprzed lat nastu wracają. Choć nie tak, jak te filmowe (a jednak życiowe),
tragiczne. I sprawę sobie zdaję, że los prowokowałam, a szczęścia niż rozumu, dzięki Bogu, więcej miałam! Amen!
JUAREZ- od
roku 1993 w mieście
masowo giną młode kobiety i dziewczyny. Szacuje się, że do końca
lutego 2005 roku
zaginęło wg danych oficjalnych bez wieści ponad 400 kobiet.
Nieoficjalnie mówi się, że ta liczba może być zaniżona nawet
dziesięciokrotnie. Policji udało się odnaleźć około 370 ciał
zaginionych.
Ciała porzucane są w opuszczonych budynkach i placach na terenie
miasta, a także na pustyni za miastem w okolicy góry Cristo
Negro.
W 2007
roku została wydana w Polsce
książka "Miasto - morderca kobiet" autorstwa
Jeana-Christofa Rampala oraz Marca Fernandeza. Zamieszczone są w
niej materiały dotyczące popełnianych morderstw na kobietach w
Juárez, a zebrane podczas dwuletniego śledztwa dziennikarskiego,
przeprowadzonego przez autorów. Pozycja ta prezentuje także teorie
Fernandeza i Rampala, wyjaśniające dlaczego w tym rejonie dochodzi
do tego typu przestępstw. Jedną z nich jest szeroko
rozpowszechniony "kult
macho", związany z historią narodu meksykańskiego
(legenda Malinche).
W 2006 roku zainspirowany
wydarzeniami w Ciudad Juarez powstał film "Bordertown"
(Miasto śmierci) z Jennifer
Lopez i Antonio
Banderasem w rolach głównych.
Baaaardzo mnie zaciekawiłaś tym postem... :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie chcesz pojechać :)
UsuńEeeee nie. Aż tak ekstremalnych zapędów nie mam - dziecię mi je bardzo przytępiło :)))
Usuńoglądałam film o tym mieście, dokumentalny, nawet chyba był to cykl.. w każdym razie MAKBRA..
OdpowiedzUsuńFilmu z Lopezką nie widziałam, miasto i jego niechlubna opinia są mi znane, z jakiegoś programu dokumentalnego (niejednego zresztą). Dobrze, że wróciłyście :)
OdpowiedzUsuńteż się cieszę :)...
UsuńCzytałam niedawno o ucieczce imigrantów z biednych krajów południowoamerykańskich do Ameryki przez Meksyk i co się z nimi dzieje po drodze. Zgroza, gwałty wielokrotne na porządku dziennym. Miałaś faktycznie więcej szczęścia niż rozumu. A filmu jeszcze nie znam, ale chętnie obejrzę, tylko czy po tym spać będę mogła ...
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
Iw, jest jeszcze taki jeden film, Babel z B.Pittem, gdzie jeden z wątków pokazuje jak łatwo wjechać, a jak trudno wydostać się z Meksyku...polecam, generalnie cały film świetny!
UsuńDobrze, że przeżyłyście. Można powiedzieć, że młodość rządzi się własnymi prawami. Przypomniało mi się kilka sytuacji z mojego życia, wstyd pisać.pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKlaudia, młodość młodością, ja po prostu nie wiedziałam nic o Juarez. I najgorsze jest to, że moja rodzina nie miała pojęcia gdzie podróżuję - po Ameryce, ale gdzie dokładnie...who knows :).
UsuńNie oglądałam filmu ale rozumiem emocje które przeżywarz podczas oglądania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
za każdym razem Jazz uświadamiam sobie jakie szczęście miałam :)
UsuńOd czytania Twojego wpisu to strach się bać..
OdpowiedzUsuńMiałyście jednak chyba szczęście...
i to cholerne, nie tylko, że przeżyłyśmy, ale że do Stanów nas wpuścili :)
UsuńŁooo Mamma mia! Ależ to było ryzyko.
OdpowiedzUsuńDobrze, że stamtąd wróciłaś szczęśliwie :)
Tak sobie myślę, że dobrze nam się trafiło urodzić się i żyć nie tam, ale tu :)
o tak, eNNka, za każdym razem jak narzekamy na życie w Polsce, warto pomyśleć o Juarez :)
UsuńMatko jedyna, kobieto!!!! Palpitacja z migotaniem zastawek normalnie!
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że jesteś..
no, dobrze mi z tym całkiem, Nat :)
UsuńPrzerażające!
OdpowiedzUsuńA tymczasem miłego dnia życzę!
dzięki i wzajemnie :)
UsuńJa oglądałam film 2 razy. Niezwykle mi się podobał. Makabryczny topic, ale chyba przez to taki "pociągający"...
OdpowiedzUsuńNo, Mamma Mia! Odważna byłaś. Ale udało się i dziś masz nietuzinkowe wspomnienie! Czasem bez ryzyk-fizyk nic się nie da.
Amisha, nietuzinkowość mych wspomnień mogła zostać okupiona najwyższą ceną...no ale nie została, hip hip hurra!:)
UsuńWiem, że mogła. Ale nie została. Hip hip. I dzisiaj to się liczy. Ale na przyszłość - uważaj. Bynajmniej nie zakładaj kusych sukienek ;).
UsuńPS. Zazdroszczę Ci (tylko zazdroszczę tak bez zazdrości, wiesz!) Meksyku.
Cały mój Meksyk to tylko Juarez właśnie ::))
UsuńAle Stany zjeździłam więc tego mi możesz zazdrościć, jak już tak bardzo chcesz :D
Chyba jednak wolę to Juarez raz niż całe Stany po kawałku ;). Zazdrościć to nawet nie należy, nie to że chcieć ;). Poznałam kiedyś świetną Meksykankę - mam do niej sentyment. Ale kontaktu zero.
UsuńFakt, Stany przereklamowane ;)
UsuńI tylko odpowiedz jest jedna: "To nie jest kraj dla starych ludzi" :)
OdpowiedzUsuńKsiazka lepsza niz film:)
Nie czytałam
Usuńoglądałam całkiem niedawno, ciekawy temat. nie wiem czy odważyłabym się jako turystka tam pojechać:)
OdpowiedzUsuńja bym się nie odważyła :) po raz drugi, z tą świadomością ;)
UsuńInteresujace..
OdpowiedzUsuńIle miejsc chcialabym odwiedzic...
OdpowiedzUsuńJedno zycie to za malo, aby wszystko zobaczyc!
Serdecznosci
Judith
Oj, święta prawda Judith! Mi się marzy Japonia, Australia, wyspy Fiji ...ech, nie zdążę :(
UsuńO ja Cię kręcę! Kobito!!!
OdpowiedzUsuńAż gęsiej skórki dostałam... Ależ miałyście szczęście!
Będziesz miała co wnukom opowiadać... ;-)
Filmu nie widziałam, ale mnie zainteresowałaś!
Oj tak, wnuki się nasłuchają :). Póki co dzieciaki słuchają i Wy, blogerki moje drogie :)
Usuńfilm oglądałam i cieszę się, że Wasza wyprawa skończyła się tak a nie inaczej.... ale, tak jak ktoś napisał, młodość ma swoje prawa, w tym prawo do pewnej "głupoty" ...
OdpowiedzUsuńOj, co ja się Ciebie naszukałam...!
OdpowiedzUsuńFrau Be, wierzyłam w Twoje możliwości :)
UsuńWiesz, ja w swoje też, tylko nie w możliwości systemu. To coś o nazwie Google plus (czy jakoś tak) jest wkurzające. Zamiast na blog, przekierowuje na... nie wiadomo, co.
UsuńBrrrr... aż mi ciary przeszły...
OdpowiedzUsuńi moi wścibscy przyjaciele zagalopowali się do Meksyku w 2003 roku .Wystarczyły mi ich opowieści w których przeważał strach , bieda i bród .Zauroczyła ich natomiast artystyczna strona a mianowicie wspaniałe malowane porcelany,obrazy , ozdoby z materiałów - za przysłowiowe grosze
OdpowiedzUsuńza bardzo ze strachu w majty sikałam by to dostrzec...:)
Usuńaż oddech wstrzymałam czytając :))
OdpowiedzUsuńmłodzi ludzie mają różne pomysły :)) czasem strach wiedzieć
oj tak, gdyby moi rodzice wiedzieli podejrzewam palpitacje sercowe :)...a tak dowiedzieli się dopiero jak już w domku byłam bezpieczna cała i zdrowa :)
UsuńO mamma mia:)Ciary mi po pleckach chodzą.
OdpowiedzUsuńA a propos ekstremalnych doznań...wycieczki do Czernobyla to Ty nie planujesz przypadkiem?
hehe, dwa razy nie powtarzaj Nika :)
Usuń