Młode-miastowe
na karkonoskiej wsi, bawią się z Młodymi-wsiowymi.
Wypas
od rana do późnego wieczora, szaleństwa w basenie, w trawie, w
zbożu, na drzewach, na płotach, na piasku.
Karmione
miejscowe kury, złapana do słoja żabka. Ba! Zaskroniec nawet ręką
chwycony!
Umorusane!
Uciompane!
Matki-kwoki jednak czuwają!
Na
rower - w kasku
na
trawkę - trutką spsikane
na
słonko - filtrem maźnięte
na
rankę – natychmiast plasterek
katar
– w jednorazową chusteczkę
truskawkę
– tylko umytą
i nawet konsumpcja obiadu widelcem, ba! nożem nawet!
Kiełbasa
z patyka spadnie? Piesek miejscowy dostanie. Dur brzuszny wszak mu
nie grozi...
Obok wsiowe.
Matki-nie kwoki w domach zostały.
Samopas od rana wczesnego.
Wisi
ciompa zielona – od czego ma się rękawy??
Jest
truskawka – jest zatem i w zębach piasek
na
rowerze - wiatr we włosach
w trawę - bez anti-insecta żadnego
na
słonko - bez filtra UVA UVB czy nawet UVC
na
ranę - DNA własne, takie prosto spod serca
Aaaa... i kiełbasa z piaskiem psu odebrana :)
I wiecie co Matki-kwoki???
I wiecie co Matki-kwoki???
Wsiowe wciąż żyją!
I zdrowe nawet som! :)
PS. Zagadka. Znajdź na zdjęciu miastowe :::)))))
Piekne porownanie:)) Usmialam sie po pachy, ale to szczera prawda.
OdpowiedzUsuńmoje już robią się coraz bardziej wsiowe, ale z tych kasków i sprayu na kleszcze jakoś nie umiem zrezygnować :)
UsuńBardzo dobre podsumowanie :) Wiesz, ja tam chyba po troszce wsiowa jestem, mimo, że z miasta :) A zdjęcie - genialne :)
OdpowiedzUsuńja też każde wakacje spędzałam na wsi pod Żywcem - drzewa, namioty, chodzenie na rapsa...kto by tam kask na głowie miał, nie mówiąc o preparatach na kleszcze.... no ale to akurat mi nie wyszło na dobre, aktualnie borykam się z boreliozą :(
UsuńJa nie tyle o tym, gdzie wakacje spędzamy, ale jak :) moje dzieci latają, biegają, czapki nie noszą, bo nie lubią i im gorąco. Smaruje je czymś na komary i kleszcze, jak nie zapomnę, a zapominam :) Generalnie jakieś mam podejście jak te wsiowe :)
UsuńO boreliozie wiem, pamiętam, moja mama przerobiła.
moje jeszcze tylko kaski obowiązkowo :)
Usuńja też chyba wsiowa, choć niby z miasta... nawet jak mniejsze były, to ja za kwokę robić nie chciałam... a teraz, to już całkiem :)
OdpowiedzUsuńja taka trochę kwokowata jestem, niestety :)
Usuńbo te miastowe to dzikie, muszą mieć kask bo jak się to rozpędzi to nie patrzy gdzie jedzie, zabiłoby się;)
OdpowiedzUsuńale Klarko, to nie dzieci tylko mamusie nacisk kładą... wiem coś o tym :)
Usuńmieszkam na wsi i uwaga! dwadzieścia pięć lat temu moje dziecko jeździło w kasku i w ochraniaczach, ja również idąc na rolki zakładałam ochraniacze.
UsuńLepiej wyglądać jak cudak niż zostać kaleką.
trudno mi się z Tobą nie zgodzić :) sama gonię moje dzieci jak tylko wsiadają na rower bez kasku :)
UsuńKlarko! Koniecznie muszę zobaczyć na własne oczy jak jeździsz na rolkach;))
UsuńPrzypomniałaś mi dzieciństwo, kiedy truskawki z gliną się wcinało brudnymi łapskami, w zielonym od rzęsy wodnej stawie kąpało, a potem na bosaka do kuchni i tam chleb z miodem też brudnymi łapskami chwytało i z powrotem na pole, gdzie stare rowery już czekały. Rozbite kolano ślina się zmywało, a łzy pies zlizywał z twarzy, Człowiek nie miał czasu pomyśleć, że coś boli, tego nie można, a to jest wstretne. Według współczesnych standardów to cud , ze w ogóle przeżyliśmy:)
OdpowiedzUsuńJaskółko, ja też pamiętam ten chrzęst piasku między zębami, sianokosy, wykopki, chleb z masłem i cukrem ...ech, cudnie było!!!!
UsuńJestem, trafiłem ! Ale ciężko bylo :D
OdpowiedzUsuńMiastowe w kaskach ofkors :D
Ale tak jak tu opisałaś wsiowe, to za komuny, my miastowe tak lataliśmy :)
Pozdraiwia miastowy pyłnom gybmom :)
schroeder, jakie ufff, adres Ci u Viki na tacy podałam :)
Usuńno właśnie, inaczej bym nie trafił, stąd uff :D
UsuńMoi miastowi kuzyni nie oszczędzali się u nas na wsi.Żyli jak my,jedli to co my,szliśmy razem do żniw i do sprzątania obory,a potem do jeziora.Ech,to były czasy:)Basia
OdpowiedzUsuńja też miastowa co roku na wieś na wakacje jechałam i wtapiałam się we wsiowe towarzystwo niczym kameleon.... ale w mieście też szalałam :)
UsuńAch,do miasta też się na wakacje jeździło,na krótko ale też.Pamiętam wyprawy z jednej dzielnicy do innej przez pół miasta,wieczorami,żadnych rozbojów nie było.Na wieżowce przez okienka od pralni się właziło.Gdyby moi synowie wiedzieli co mama odwalała z kuzynostwem.....:)B.
Usuńteż mam wrażenie, że było bezpieczniej...
Usuńkwokom mówimy stanowcze nie;-) od powstania roweru ludziska najwyżej w kapelutkach ozdobnych pomykały, i ludzkość nie wyginęła, dzieciarnia łapami szamała i kto słyszał o alergii?? wciska się ludiom bajery co by handel hulał, a ludziska niby takie wyedukowane a mediom wierzą.. i kupują, przyklejają, ubierają, smarują, zakładają.. ehhhh
OdpowiedzUsuńJazz, też to mówię, choć sama przejawiam kwocze zapędy ::))...ale pracuję nad tym: nie przebieram dzieci jak tylko się zbrudzą, nie zakazuję wchodzenia na drzewa (choć podglądam niby niezainteresowana), nie lecę po plaster przy byle skleczeniu... no ale kaski na rower obowiązkowo!!! i repellent na kleszcze...ale to chyba zrozumiałe :)
Usuńno nikt nie jest doskonały;-);-);-)
Usuńale miłe wspomnienia Mia wróciły dzięki Tobie,ja też pamiętam wakacje u Babuni na wsi i zabawy z kuzynostwem......wszędzie na pieszo albo rowem albo wozem drabiniastym po siano,wieczorem przesiadywanie na ławeczce przy drodze a w weekendy zabawa taneczna w Remizie:-))))
OdpowiedzUsuńtotalna laba,bez rodziców:P
jesoo, Margo, to były zajebiste wakacje! a teraz all inclusive w Tunezji ewentualnie kolonie we Włoszech...ech...
UsuńHahaha, dobre! :-))))
OdpowiedzUsuńI jakie prawdziwe!
Ja widzę Maluchy mojej Szwagierki, jak brudne biegają szczęśliwe, grzebią w ziemi, truskawki jedzą jak są... i myślę, że fajnie, bo mają szczęśliwe dzieciństwo. :-)
podobno im brudniejsze tym szczęśliwsze :)
Usuńbuahahhahahhahahahahaha
OdpowiedzUsuńnie wiem w sumie czy powinnam się śmiać bo ja z tych kwok jestem :))) ale zdjęcie wymiata! :))))
emko, ja też kwaczę sobie czasami, niestety :)
Usuńkwoka robi ko, ko. Kaczka robi kwa kwa. Widać, że miastowe.
Usuńhe he, aleś nas podsumowała Ewka ::))
Usuńkwa kwa
OdpowiedzUsuńkwa kwa kwa :)
Usuńzabawa przednia musi być, ale... tylko ściśle kontrolowana :))) pamiętam jak wcinałam marchewkę świeżo wykopaną, jeszcze w ziemi, wystarczyło o nogawkę przetrzeć, a rozbite kolana to najlepiej było popluć. i tez żyję :))
OdpowiedzUsuńo tak marchewki prosto z ogródka... bezcenne ::))
Usuńteraz odczytałam komentarz z pod poprzedniego wpisu Mia:-)
OdpowiedzUsuńodpowiadam; no ja myślę!:-)))
no a ja mam małe zawirowania Margo...
Usuńpisałam w mailu...
no własnie czytałam,i też napisałam....
Usuńnawet nie wiesz jak mi smutno będzie wiedząc, że Wy tam wszystkie jesteście, a ja nie ::;(((
Usuńale mam nadzieję, że da radę to powtórzyć, ja prawie cały lipiec będę w domu bez dzieci więc jestem do dyspozycji :)
no szkoda,szkoda:(((
UsuńKiedyś wszystkie dzieci były takie same. To znaczy normalne.
OdpowiedzUsuńFrau, moim zdaniem zawsze były mamuśki, które trzęsły się nad swoimi dziećmi
Usuńdokładnie,tylko wtedy mówiło się,ze są to nadopiekuńcze mamy....
Usuńteraz też dzieci są normalne tylko mają inne możliwości tak jak ich rodzice zresztą;-)
Prawdopodobnie tak, ale nie było całej tej kretyńskiej otoczki. Dzisiaj się tym mamom w tym pomaga albo i wręcz na siłę wywołuje się tę nadopiekuńczość.
Usuńi tu się z Tobą zgodzę...
Usuńmedia to główny "nakręcacz"
tiaa i ja się zgodzę z Wami.... wtedy mamy nie myślały o zagrożeniach jakie mogą spotkać ich pociechy teraz poprzez "nakręcacze" można oszaleć....bo przed całym złem świata nie da się niestety uchronić....ale wielu rzeczom możemy zapobiec:-)
Usuńja tam zawsze trzymałam rękę na pulsie:DDD
Hehhe :)
OdpowiedzUsuńNo tak, miastowe muszą się z wsiowymi w kaskach bawić, coby po łbie nie dostać?
OdpowiedzUsuńwidzisz Nomadzie i jakbym Młodemu kask kazała założyć do piaskownicy, to by z rozciętą głową nie przyszedł - kamieniem dostał bo rzucali w siebie piachem i kamień dostał się tam przez przypadek.... choć ja w ten przypadek to tak do końca nie wierzę :)
UsuńBardzo trafne :)
OdpowiedzUsuńNo tak, miastowe- nadgorliwe. Jako miastowe dziecko jednak pamiętam, że miastowe zasady znikały, jak mama przestawała patrzeć na chwilę ;o)
OdpowiedzUsuńto prawda, dreamu :)
Usuńja też czasami spuszczam z oka moje dzieci ale one już wiedzą, że kask to mus i same zakładają :)
W zasadzie jestem za kaskami i profilaktyką, ale kurcze, co to za zabawa w zbroi i z chemią na straży?
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis. Fotka jak z kosmosu, haaa..haa
Fotka Azalio z pięknego zacisznego miejsca niedaleko Lwówka Śląskiego :)
Usuń:)))))))))) też jestem kwoka, na szczęście moja Juniorka z tym walczy i mnie wychowuje :)))))))))))))
OdpowiedzUsuńto przybij piątkę, kwoko.... kwa kwa.... oooops...ko ko :)
Usuńojej, a ja chyba wcale;)
UsuńJa jestem za złotym środkiem.
OdpowiedzUsuńJak sie w upał ponad 30 stopni dziecko wypuszcza z domu w samo południe bez posmarowania kremem z wysokim filtrem to nie jest "normalne" zachowanie zdroworozsądkowej matki tylko głupota. ;)
ja po oparzeniu słonecznym, którego nabawiłam się nad Balatonem w latach osiemdziesiątych, bo rodzice nie posmarowali biednej dzieciny, do dziś mam okropne przebarwienia na plecach!!!!
UsuńMłode smaruję, a jak! :)
Bo uodpornione! Brawo!
OdpowiedzUsuń