środa, 19 czerwca 2013

Miastowe kontra wsiowe


Młode-miastowe na karkonoskiej wsi, bawią się z Młodymi-wsiowymi.
Wypas od rana do późnego wieczora, szaleństwa w basenie, w trawie, w zbożu, na drzewach, na płotach, na piasku.
Karmione miejscowe kury, złapana do słoja żabka. Ba! Zaskroniec nawet ręką chwycony!
Umorusane!
Uciompane!
Szczęsliwe! 
 
Matki-kwoki jednak czuwają!
Na rower - w kasku
na trawkę - trutką spsikane
na słonko - filtrem maźnięte
na rankę – natychmiast plasterek
katar – w jednorazową chusteczkę
truskawkę – tylko umytą
i nawet konsumpcja obiadu widelcem, ba! nożem nawet!
Kiełbasa z patyka spadnie? Piesek miejscowy dostanie. Dur brzuszny wszak mu nie grozi...

Obok wsiowe.
Matki-nie kwoki w domach zostały.
Samopas od rana wczesnego.
Wisi ciompa zielona – od czego ma się rękawy??
Jest truskawka – jest zatem i w zębach piasek
na rowerze - wiatr we włosach
w trawę - bez anti-insecta żadnego
na słonko - bez filtra UVA UVB czy nawet UVC
na ranę - DNA własne, takie prosto spod serca
Aaaa... i kiełbasa z piaskiem psu odebrana :)

I wiecie co Matki-kwoki???
Wsiowe wciąż żyją!
I zdrowe nawet som! :)

PS. Zagadka. Znajdź na zdjęciu miastowe :::)))))

62 komentarze:

  1. Piekne porownanie:)) Usmialam sie po pachy, ale to szczera prawda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moje już robią się coraz bardziej wsiowe, ale z tych kasków i sprayu na kleszcze jakoś nie umiem zrezygnować :)

      Usuń
  2. Bardzo dobre podsumowanie :) Wiesz, ja tam chyba po troszce wsiowa jestem, mimo, że z miasta :) A zdjęcie - genialne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też każde wakacje spędzałam na wsi pod Żywcem - drzewa, namioty, chodzenie na rapsa...kto by tam kask na głowie miał, nie mówiąc o preparatach na kleszcze.... no ale to akurat mi nie wyszło na dobre, aktualnie borykam się z boreliozą :(

      Usuń
    2. Ja nie tyle o tym, gdzie wakacje spędzamy, ale jak :) moje dzieci latają, biegają, czapki nie noszą, bo nie lubią i im gorąco. Smaruje je czymś na komary i kleszcze, jak nie zapomnę, a zapominam :) Generalnie jakieś mam podejście jak te wsiowe :)
      O boreliozie wiem, pamiętam, moja mama przerobiła.

      Usuń
    3. moje jeszcze tylko kaski obowiązkowo :)

      Usuń
  3. ja też chyba wsiowa, choć niby z miasta... nawet jak mniejsze były, to ja za kwokę robić nie chciałam... a teraz, to już całkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. bo te miastowe to dzikie, muszą mieć kask bo jak się to rozpędzi to nie patrzy gdzie jedzie, zabiłoby się;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale Klarko, to nie dzieci tylko mamusie nacisk kładą... wiem coś o tym :)

      Usuń
    2. mieszkam na wsi i uwaga! dwadzieścia pięć lat temu moje dziecko jeździło w kasku i w ochraniaczach, ja również idąc na rolki zakładałam ochraniacze.
      Lepiej wyglądać jak cudak niż zostać kaleką.

      Usuń
    3. trudno mi się z Tobą nie zgodzić :) sama gonię moje dzieci jak tylko wsiadają na rower bez kasku :)

      Usuń
    4. Klarko! Koniecznie muszę zobaczyć na własne oczy jak jeździsz na rolkach;))

      Usuń
  5. Przypomniałaś mi dzieciństwo, kiedy truskawki z gliną się wcinało brudnymi łapskami, w zielonym od rzęsy wodnej stawie kąpało, a potem na bosaka do kuchni i tam chleb z miodem też brudnymi łapskami chwytało i z powrotem na pole, gdzie stare rowery już czekały. Rozbite kolano ślina się zmywało, a łzy pies zlizywał z twarzy, Człowiek nie miał czasu pomyśleć, że coś boli, tego nie można, a to jest wstretne. Według współczesnych standardów to cud , ze w ogóle przeżyliśmy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółko, ja też pamiętam ten chrzęst piasku między zębami, sianokosy, wykopki, chleb z masłem i cukrem ...ech, cudnie było!!!!

      Usuń
  6. Jestem, trafiłem ! Ale ciężko bylo :D

    Miastowe w kaskach ofkors :D

    Ale tak jak tu opisałaś wsiowe, to za komuny, my miastowe tak lataliśmy :)

    Pozdraiwia miastowy pyłnom gybmom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. schroeder, jakie ufff, adres Ci u Viki na tacy podałam :)

      Usuń
    2. no właśnie, inaczej bym nie trafił, stąd uff :D

      Usuń
  7. Moi miastowi kuzyni nie oszczędzali się u nas na wsi.Żyli jak my,jedli to co my,szliśmy razem do żniw i do sprzątania obory,a potem do jeziora.Ech,to były czasy:)Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też miastowa co roku na wieś na wakacje jechałam i wtapiałam się we wsiowe towarzystwo niczym kameleon.... ale w mieście też szalałam :)

      Usuń
    2. Ach,do miasta też się na wakacje jeździło,na krótko ale też.Pamiętam wyprawy z jednej dzielnicy do innej przez pół miasta,wieczorami,żadnych rozbojów nie było.Na wieżowce przez okienka od pralni się właziło.Gdyby moi synowie wiedzieli co mama odwalała z kuzynostwem.....:)B.

      Usuń
    3. też mam wrażenie, że było bezpieczniej...

      Usuń
  8. kwokom mówimy stanowcze nie;-) od powstania roweru ludziska najwyżej w kapelutkach ozdobnych pomykały, i ludzkość nie wyginęła, dzieciarnia łapami szamała i kto słyszał o alergii?? wciska się ludiom bajery co by handel hulał, a ludziska niby takie wyedukowane a mediom wierzą.. i kupują, przyklejają, ubierają, smarują, zakładają.. ehhhh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jazz, też to mówię, choć sama przejawiam kwocze zapędy ::))...ale pracuję nad tym: nie przebieram dzieci jak tylko się zbrudzą, nie zakazuję wchodzenia na drzewa (choć podglądam niby niezainteresowana), nie lecę po plaster przy byle skleczeniu... no ale kaski na rower obowiązkowo!!! i repellent na kleszcze...ale to chyba zrozumiałe :)

      Usuń
    2. no nikt nie jest doskonały;-);-);-)

      Usuń
  9. ale miłe wspomnienia Mia wróciły dzięki Tobie,ja też pamiętam wakacje u Babuni na wsi i zabawy z kuzynostwem......wszędzie na pieszo albo rowem albo wozem drabiniastym po siano,wieczorem przesiadywanie na ławeczce przy drodze a w weekendy zabawa taneczna w Remizie:-))))
    totalna laba,bez rodziców:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jesoo, Margo, to były zajebiste wakacje! a teraz all inclusive w Tunezji ewentualnie kolonie we Włoszech...ech...

      Usuń
  10. Hahaha, dobre! :-))))
    I jakie prawdziwe!
    Ja widzę Maluchy mojej Szwagierki, jak brudne biegają szczęśliwe, grzebią w ziemi, truskawki jedzą jak są... i myślę, że fajnie, bo mają szczęśliwe dzieciństwo. :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. buahahhahahhahahahahaha
    nie wiem w sumie czy powinnam się śmiać bo ja z tych kwok jestem :))) ale zdjęcie wymiata! :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. emko, ja też kwaczę sobie czasami, niestety :)

      Usuń
    2. kwoka robi ko, ko. Kaczka robi kwa kwa. Widać, że miastowe.

      Usuń
    3. he he, aleś nas podsumowała Ewka ::))

      Usuń
  12. zabawa przednia musi być, ale... tylko ściśle kontrolowana :))) pamiętam jak wcinałam marchewkę świeżo wykopaną, jeszcze w ziemi, wystarczyło o nogawkę przetrzeć, a rozbite kolana to najlepiej było popluć. i tez żyję :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak marchewki prosto z ogródka... bezcenne ::))

      Usuń
  13. teraz odczytałam komentarz z pod poprzedniego wpisu Mia:-)
    odpowiadam; no ja myślę!:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no a ja mam małe zawirowania Margo...
      pisałam w mailu...

      Usuń
    2. no własnie czytałam,i też napisałam....

      Usuń
    3. nawet nie wiesz jak mi smutno będzie wiedząc, że Wy tam wszystkie jesteście, a ja nie ::;(((
      ale mam nadzieję, że da radę to powtórzyć, ja prawie cały lipiec będę w domu bez dzieci więc jestem do dyspozycji :)

      Usuń
  14. Kiedyś wszystkie dzieci były takie same. To znaczy normalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frau, moim zdaniem zawsze były mamuśki, które trzęsły się nad swoimi dziećmi

      Usuń
    2. dokładnie,tylko wtedy mówiło się,ze są to nadopiekuńcze mamy....
      teraz też dzieci są normalne tylko mają inne możliwości tak jak ich rodzice zresztą;-)

      Usuń
    3. Prawdopodobnie tak, ale nie było całej tej kretyńskiej otoczki. Dzisiaj się tym mamom w tym pomaga albo i wręcz na siłę wywołuje się tę nadopiekuńczość.

      Usuń
    4. i tu się z Tobą zgodzę...
      media to główny "nakręcacz"

      Usuń
    5. tiaa i ja się zgodzę z Wami.... wtedy mamy nie myślały o zagrożeniach jakie mogą spotkać ich pociechy teraz poprzez "nakręcacze" można oszaleć....bo przed całym złem świata nie da się niestety uchronić....ale wielu rzeczom możemy zapobiec:-)
      ja tam zawsze trzymałam rękę na pulsie:DDD

      Usuń
  15. No tak, miastowe muszą się z wsiowymi w kaskach bawić, coby po łbie nie dostać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzisz Nomadzie i jakbym Młodemu kask kazała założyć do piaskownicy, to by z rozciętą głową nie przyszedł - kamieniem dostał bo rzucali w siebie piachem i kamień dostał się tam przez przypadek.... choć ja w ten przypadek to tak do końca nie wierzę :)

      Usuń
  16. No tak, miastowe- nadgorliwe. Jako miastowe dziecko jednak pamiętam, że miastowe zasady znikały, jak mama przestawała patrzeć na chwilę ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda, dreamu :)
      ja też czasami spuszczam z oka moje dzieci ale one już wiedzą, że kask to mus i same zakładają :)

      Usuń
  17. W zasadzie jestem za kaskami i profilaktyką, ale kurcze, co to za zabawa w zbroi i z chemią na straży?
    Świetny wpis. Fotka jak z kosmosu, haaa..haa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fotka Azalio z pięknego zacisznego miejsca niedaleko Lwówka Śląskiego :)

      Usuń
  18. :)))))))))) też jestem kwoka, na szczęście moja Juniorka z tym walczy i mnie wychowuje :)))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to przybij piątkę, kwoko.... kwa kwa.... oooops...ko ko :)

      Usuń
    2. ojej, a ja chyba wcale;)

      Usuń
  19. Ja jestem za złotym środkiem.
    Jak sie w upał ponad 30 stopni dziecko wypuszcza z domu w samo południe bez posmarowania kremem z wysokim filtrem to nie jest "normalne" zachowanie zdroworozsądkowej matki tylko głupota. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja po oparzeniu słonecznym, którego nabawiłam się nad Balatonem w latach osiemdziesiątych, bo rodzice nie posmarowali biednej dzieciny, do dziś mam okropne przebarwienia na plecach!!!!
      Młode smaruję, a jak! :)

      Usuń