Kilka razy dziennie, codziennie, domofon ciszę mego M-3 niczym
niezmąconą mąci, niczym brzęczenie natrętnej muchy od obowiązków zawodowo-domowych co
rusz mnie odrywając. Pomijając familię mą do domu chcącą się dostać, większość
dzwonków przyrost stosu gazetek, ulotek
i innego papierowego badziewia w skrzynkach pocztowych zwiastuje. Nie żebym
jakaś wredna baba była (choć może i trochę jestem, zwłaszcza w „tych” fazach księżyca :) i lud w stanie
wskazującym na pracowanie tępiła! Skądże!
Cieszy mnie niezmiernie fakt istnienia ludzi,
którzy niczym kultowa kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boją, nie kradną,
nie rabują i nie kombinują. Bo ja złodziejstwa (obok lenistwa i pijaństwa) ze
wszystkich sił nie toleruję! Niczym pająk włochaty obrzydzenie i wstręt we mnie
budzi. W stosunku do ręki sięgającej po cudze (z pewnością ku trwodze obrońców
praw człowieka) średniowiecznych metod bym
użyła, kolejnym kradzieżom skutecznie zapobiegając. Prawo nasze, polskie, łaskawe
jednak zbyt bardzo, ku uciesze i ignorancji przestępczego świata. Jest
zbrodnia, nie ma kary. Życie w polskich realiach, to nie Dostojewski, niestety...
Dlatego rolę, o którą nie
zabiegałam, bynajmniej, klatkowego odźwiernego, ze stoickim spokojem przyjęłam.
I tylko czasami niedbale rzucone „Pani
otworzy!” naturę mą, nonszalancję i kulturę osobistą ceniącą, ździebko drażni!
Lecz
wizja świata przestępczego o jedną duszyczkę uboższego, ulotkę do mej skrzynki
właśnie wpychającą, palcem wskazującym czerwony guzik wciska, a słowa uprzejme „proszę
bardzo, już otwieram” z ust mych wylewa.
Wszyscy zatem wołajmy:
„Niech żyją roznosiciele ulotek…. i telemarketerzy :)”
PS. Spieszę donieść, że post nie jest sponsorowany i ani ja, ani
nikt z mojej rodziny, nigdy nie parał się w/w profesjami :)
Tak, z potrzeby serca to napisałam...bo to chyba „tamta
druga” faza księżyca :)
Mamma Mia
OdpowiedzUsuńwielokrotnie pomnożony szacunek masz ode mnie za cierpliwość iście anielską! :)))
eNNka, z ich perspektywy na to spojrzałam... do anioła mi jednak daleko, oj bardzo daleko :)
UsuńHmm.. ja też zawsze ulotki zbieram, w końcu ludzie pracują :)
OdpowiedzUsuńOoo, no proszę, toć nic tylko prawicę podać sobie musimy, bo ja taką samą rolę na klatce mej odgrywam :)
OdpowiedzUsuńSołtys mówi,że odkąd nie ma pracy inaczej patrzy na rozdających ulotki.Bierze zawsze...niech szybciej idą do domu!
OdpowiedzUsuńA mi się wszelkie gazetki przydają...jako podkład na stół, pod plastelinę, malowanie, lakiery i farby..:)
OdpowiedzUsuńA ja ze swej strony jeszcze dodam, że na obierki od ziemniaków też się świetnie nadają.
UsuńTak, może denerwować ciągłe wstawanie i odrywanie się od rzeczy niezwykle interesujących, po to, aby otworzyć drzwi, bo i ulotek można mieć dosyć. Osobiście nie przekonują mnie te reklamy.
OdpowiedzUsuńAle drzwi można otworzyć na różne sposoby.
Szacun, za ten szacunek, który po prostu ludziom okazujesz ;)
czasami takie porywy wielkoduszności mną targają :)
Usuń"Niech żyją!"
OdpowiedzUsuńWiesz, ja też zawsze robiłam za klatkowego odźwiernego, bo żal mi było tych ludzi, co to muszą latać od klatki do klatki i wsadzać te durne ulotki? Za to potem obrywałam od innych sąsiadek :/ ale robiłam swoje :)
Tak samo, jak zawsze biorę ulotkę na ulicy, no chyba, że nie mam rąk wolnych... w zęby przecie nie wezmę.
Co do prawa polskiego... to weź tu przypadkiem skrzywdź takiego bandytę, to sam pójdziesz siedzieć, a jego wypuszczą. Jakaś paranoja.
o prawie w Polsce to blog osobny założyć by trzeba!
UsuńChwała temu, co zamontował u nas skrzynkę na zewnątrz, bez potrzeby otwierania i zbierania z wycieraczki. Chwała kolejnemu za wideodomofon - jak nie chcę - nie otwieram :P zależy od fazy księżyca ;) pozdrowionka
OdpowiedzUsuńMamma Mia - ale blog! :-))))
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się nadrobić sporo Twoich wpisów. I teraz będę mogła na bieżąco być u Ciebie. Sorry, że dopiero teraz.. :-)
Pozdrawiam cieplutko! :-)
Witaj Julito!
Usuńlepiej późno niż wcale :)
również ciepło pozdrawiam!
Oj, bo tego czasu ostatnio to tak jakoś ciągle brak. Wchodzę na blogi, ale wszystko tak na szybko. A ja lubię przeczytać sobie całego bloga, żeby kogoś najpierw trochę poznać. ;-)
UsuńAle już jestem. I będę! :-)
Przejść w Warszawie przez centrum miasta oznacza trochę wiecej makulatury :) Oczywiście biorę wszystko i jeszcze proszę gdy mi dać nie chcą ;P
OdpowiedzUsuńDobra z Ciebie dusza :) A jak sąsiadom się nie podoba to niech petycje napiszą o skrzynki przed wejściem. Tak jak moje :)
Pozdrawiam
odkąd moja Juniorka rozdawała któregoś dnia ulotki, biorę od każdego dającego.
OdpowiedzUsuńAle drzwi w blokach nigdy nie otwierałam, ponieważ nie byłam w stanie stwierdzić, kto idzie...
U nas w klatce to chyba też ja jestem głównym odźwiernym dla ulotkarzy i reklamowrzutków... ;). "Słucham?". "Reklamy proszę Pani, może pani otworzyć?" "Już się robi". A potem klnę na zaśmieconą skrzynkę ;).
OdpowiedzUsuńLubię Twój styl pisania. Słodko-gorzko-ironicznie, z humorem i szczyptą autoironii. Mało kto ma takie talenta.
OdpowiedzUsuńWracając do "ulotkarzy", to ja mam ich w prawdziwym poważaniu. Zapytałam swego czasu wprost dziewczynę, wciskającą gazetki w szparę mojej furtki, ile zarabia, roznosząc ulotki i odpowiedź mnie zaskoczyła. W ciągu miesiąca ( 3x w tygdniu), musi roznieść minimum dziesięć kilogramów dziennie, żeby otrzymać 250.00 zł. Szok, przecież to mnóstwo karteczek, małych gazetek i to wszystko musi nosić od domu do domu, od drzwi do drzwi, bez względu na pogodę. Nie może też wcisnąć części ulotek do kosza, mimo że nikt nie podpisuje odbioru, bo za każdym ulotkarzem podąża "szpieg",(nie piechotą, tylko wygodnie samochodem), który ukradkiem ocenia efekty ich pracy, nie tylko z tego co zameldują po wykonaniu "roznosu". Wielki szacun dla tych młodych ludzi, są to przeważnie studenci albo bezrobotni. Naganiają wielkim sieciom handlowym klientów, a co za tym idzie obrotów, a sami dostają jałmużnę.
Ps. Żywiec-Sucha.
Azalia, dziękuję za miłe słowa. Łechcą mą próżność, oj łechcą :).
UsuńW pięknych stronach mieszkasz, w Żywcu bywam b.często, moi rodzice mieszkają tuż obok, w Leśnej :).
A ja rodzona żywczanka :)
pozdrawiam Cię ciepło :)