Uwaga,
teks zawiera dużo łaciny! Nie że lubię, cytuję...
Którejś
sierpniowej niedzieli, w upale do zdechnięcia, nasza typowa 2+2 wyruszyła nad
pobliskie jezioro. W celach rekreacyjno-wypoczynkowych z pieśnią na ustach „Niech
strumyk płynie z wolna” i takie tam...
Taaaaa,
płynać to może i płynął tyle, że nie strumyk i nie z wolna.
Wóda płynęła, nie strumykowo bynajmniej, o nie! Ona się strumieniami lała! O dziesiątej trzydzieści przed południem! Kocyki, griliki, pokerek, papierosek, wódeczka. Gdzieś tam na
szarym końcu listy dzieci dopiero. Dzieci statusem „chętnie oddam w dobre
ręce” naznaczone.
W powietrzu kurwy
jebane, chuje pierdolone niczym babie lato się unoszą. Jest nawet aktywny wypoczynek, a jak! Na własne oczy widziałam, jak koleś prawym sierpowym innemu kolesiowi załadował, o zdanie go nie pytając. A potem raz nogą,
raz pięścią, po głowie, po nerkach, po gdziepopadnie... W końcu się aktywnością jednak zmęczył i poszedł na kocyk się napić. Wódeczki, oczywiście.
Ale, ale... nie jest tak źle... W końcu w tym całym burdelu... tfu... tunelu światełko dostrzegam. Widzę, że ojciec z dzieckiem rozmawia!!!!
Wow!!! Dzieciaczek, mniej więcej dwuletni, coś tam niewyraźnie artykułuje, jak to dwulatek. Ja nic nie rozumiem, ale myślę sobie (naiwna!), że serce ojcowskie to jednak
zrozumie.
Taaaa...
Taaaa...
Światło
w tunelu gaśnie szybciej niż nadzieja, że to wszystko to jednak mi się jednak śni i zaraz się z tego koszmaru obudzę. I do dziś nie umiem pojąć gdzie sieją takie odmóżdżone kutasy (sorry, musiałam posta utrzymać w tonie ;). Bo wiecie co na to ojciec tej dwuletniej dziewczynki? Nie wiecie... i wątpie czy chcielibyście usłyszeć, ale...
ale wam powiem:
Obraca się do jej mamusi i bełkocze miłością tatusiową powodowany:
ale wam powiem:
Obraca się do jej mamusi i bełkocze miłością tatusiową powodowany:
CO ONA KURWA PIERDOLI, BO ZA CHUJA NIE ROZUMIEM.
PS. Tekst, NIESTETY, w całości oparty na faktach!!!!!!
Ha! Znam podobne, oj znam, jak Polska szeroka i długa wszędzie się pleni to to. Napisze o tym chyba:)
OdpowiedzUsuńPanowie Polacy potrafią. Znam to aż zanadto dobrze - z pobliskiego mi podwórka. Mój Pan indyjski - jeszcze przy dzieciach? Never. Ale Panowie Polacy i tak uważają się za lepszych... O wiele lepszych...
OdpowiedzUsuńEch!
No tak, tak zwany język środowiskowy ...
OdpowiedzUsuńPozostaje wierzyć, że może to dziecko z tego wyrośnie.
I tu mi głównie nie o język chodzi, a o wzorce.
Chyba żartujesz???? Jestem wstrząśnięta!
OdpowiedzUsuńJako dopowiedzenie i dodatkową ciekawostkę wklejam odnośnik do niedawnego postu mironqa:
OdpowiedzUsuńhttp://mironq.blogspot.com/2013/03/62-klniemy.html
niestety prawdziwe;( ciągle nie mogę zrozumieć!
OdpowiedzUsuńo kufa:)
OdpowiedzUsuńJa pierdolę...
OdpowiedzUsuńWyrwało mi się, ale to pierwsze, co przeszło mi przez głowę...
A najsmutniejsze jest to, że to się dzieje naprawdę.
I jak z takich dzieci mających TAKI przykład w rodzicach, ma wyrosnąć coś NORMALNEGO? :-(
Haa...haa podebrałaś mi następny temat. Pasuję.
OdpowiedzUsuńJa takie teksty słyszę latem niemal codziennie, bo do swoich rezydencji opodal mnie zjeżdżają miastowi z rodzinami i wszelkimi przyległościami. Mordobicia nie odnotowałam, ale co się dzieje w "daczach' po zapadnięciu nocy, Bóg raczy wiedzieć i ściany. Nasze społeczeństwo schodzi na psy, z przeproszeniem dla psów. Pozdrawiam
Dla mnie nie pojete. Nie przeklinam i tak zw. mocne slowa (powszechnie uznane za wulgarne po prostu mnie szokuja, a mojego interlokutora skazuja na out).
OdpowiedzUsuńPamietam kiedys sytuacje z jakiegos duzego sklepu:
Dzieciaczek wzial z poki keczup jakis czy inny majonez, zapakowal w wozek, a za chwile rozlegolo sie gromkie upomnienie:
- No chyba cie kurwa pojebalo!
Stanelam, jak wryta, bo nie wiedzialam, czy do mnie czy do wlasnej latorosli.
A potem sie dziwic, ze jezyk ubozeje. Koszmar!
Po prostu koniec swiata!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
O ludu ty moj...
OdpowiedzUsuńDobrze ,że ja nad jezioro nie chadzam :-)))
OdpowiedzUsuńo fuj ://
OdpowiedzUsuńNo bo to jest tak: Czym wypoczynek aktywniejszy tym ludzie światlejsi i mowy bardziej literackiej używają. W góry trzeba, a nie niziny. No bo co to za aktywność na leżaku. A jak człowiek się wymęczy, to i siły przeklinać nie ma. A i widoki powalające, mowę odbierające.
OdpowiedzUsuńIm dłużej na emigracji jestem tym bardziej mi wstyd za takie słownictwo. Czasem poprostu ukrywam że jestem Polką bo jak się przyznam to zadowolony Obcokrajowiec wyskakuje mi z kurwą że niby zna polski... Jakoś nikt mi nie klubie jak powiem że jestem Greczynką... Szkoda gadać :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nooo, to dali po garach... Aż zatyka z wrażenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
nie odpiszę każdej z Was (i Nomadowi :) dodam tylko tak ogólnie, że przeraża mnie dzisiejszy język i wszechobecność alkoholu!!!! Nie żebym nie piła, czasami lubię lampkę wina z Mężatym wieczorkiem lub drink na urodzinach, ale puszka piwa w ręku na spacerze z dzieckiem, lub wódka na plaży....masakra :)
OdpowiedzUsuńMasakra. I z moich obserwacji wynika, że to nie sa jakiedy wyjatki. Nie tak dawno, bo we wtorek bylaś świadkiem podobnej rozmowy w autobusie. Ja nie moglam tego sluchac, a co dopiero dziecko. Wyobrazila sobie wteyd, ze ja bede swojego Bąbla narazała na tego typu "atrakcje".
OdpowiedzUsuńWłosy mi dęba stanęły.
OdpowiedzUsuńNie, no luzik, porozumienie w rodzinie musi być, a poważnie ręce i nogi się uginają.
OdpowiedzUsuńSłuchaj...przecież tyle się mówi, że najważniejsze to rozmawiać. I ten tatulek stosował właśnie teorię w praktyce!
OdpowiedzUsuńi niestety nie tylko mężczyzn to dotyczy....
OdpowiedzUsuń